niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział I

- Uwaga ! Za parę minut lądujemy, przygotujcie się do zejścia do portu w Tyrii.

Ten komunikat wyraźnie przerwał pogawędkę dwóch mężczyzn siedzących w pomieszczeniu.
- Cholera, tak szybko ? Myślałem, że będziemy dopiero za jakąś godzinę. - Powiedział to wyższy z mężczyzn. Na ramieniu nosił długi miecz elektryczny, z rękojeścią która był na tyle mała żeby dało się ją trzymać jedną ręką, i na tyle duża, żeby w razie czego można było wesprzeć się drugą ręką. Nosił także zwyczajny, srebrny pancerz, co nie wyróżniało go w tłumie.
- Myślałeś ? A jednak cuda się zdarzają... - Zrobił krótką przerwę - W każdym razie pamiętaj, że mamy tylko dwie godziny do spotkania z radą Sojuszu, więc postaraj się nie ociągać. - Pierwszy z mężczyzn uśmiechnął się szeroko. Zaraz po tym statek wylądował w porcie, co było widać przez głośne uderzenie oraz krótki wstrząs. Obaj mężczyźni ustawili się przed wyjściem. Wkrótce drzwi się otworzyły i mężczyźni mogli wyjść do portu. 

- Raczej nie przyłożyli się do naszego powitania, co nie ? - Zapytał niższy mężczyzna. Drugi zastanowił się chwilę. Port kosmiczny nie był mały, i dziwiło to, że nikogo na nim nie było. I to dosłownie - byli tutaj obecni tylko kontrolerzy i strażnicy. A przecież port był dostępny dla ogółu, więc powinno tu być chociaż parę osób. Jednak uwagę wyższego z mężczyzn przykuł inny widok.
Wzdłuż chodnika szedł właśnie głównodowodzący ich nacji - Livier Edgest. To z nim mieli udać się na spotkanie Sojuszu.
- Livier idzie. Może on będzie coś wiedział. Chodź ! - Nie zważając na towarzysza, wyższy z mężczyzn poszedł w stronę Liviera. Głównodowodzący, gdy tylko ich zobaczył rozłożył ręce w geście powitania.
- Tirren ! Nareszcie, bałem się, że się spóźnicie. Mamy sporo spraw do omówienia. - Podał rękę Tirrenowi, po czym obejrzał się za niego. - A ty to pewnie Geledian ? Miło mi poznać. - Geledian ukłonił się.
 -  Tak to ja. Wybacz, że zapytam, ale skąd wy się znacie ? - Na to pytanie odpowiedział Tirren.
- To generał * wyznaczył mnie do obrony posterunku. Poza tym już wcześniej miałem pewne osiągnięcia w swoim fachu. - Tirren uśmiechnął się do Gelediana. Strateg pokiwał głową. Tirren natomiast zwrócił się ponownie do Liviera, tym razem z pytaniem.
- Kapitanie, dlaczego w tym mieście jest tak pusto ? Z opowieści i relacji wynikało, że to miasto było dużo bardziej zaludnione. - Głównodowodzący  zebrał myśli. W końcu wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Jestem tym zaskoczony tak jak wy. Mieszkało tutaj około trzydziestu milionów ludzi, a z tego co mi wiadomo nie ma tutaj teraz nawet jednej setnej. Może wyjaśnią wszystko na spotkaniu, a na razie zostawmy ten temat. Przede wszystkim chciałem pogratulować wam za świetną obronę i naprawdę genialne wykorzystanie sił zbrojnych. I w drodze formalności...  Tirrenowi Bladexornowi - w tym momencie Tirren skłonił się dowódcy - przyznaję flotę Leier Lectors, zwaną też jako Łotry, z większością garnizonu, czyli wszystkimi ludźmi oprócz oficerów których będziesz musiał sam sobie znaleźć. - Tirren przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Flota była praktycznie najwyższym odznaczeniem dla żołnierza. Nie był to stopień, ale nagroda za szczególne zasługi lub za osiągnięcie stopnia dowodzącego. A na dodatek Tirren dostał jedną z najlepszych flot świata - Łotry. Była to mała, ale bardzo dobrze uzbrojona i przystosowana do szybkich operacji międzyprzestrzeniowych oraz do ataków i oblężeń nawet największych fortec. Znajdowało się w niej tylko 30 fregat wojennych, ale każda była dobrze uzbrojona i miała wsparcie około 100 myśliwców.
- To dla mnie zaszczyt, dziękuję. Obiecuję, że dobrze ją wykorzystam. - Generał kiwnął głową i zwrócił się do Gelediana.
 - Nie mam pojęcia co chcesz dostać. Wiem, że masz już flotę, a do awansu jeszcze trochę ci brakuje. Ale jeśli masz jakieś życzenia to proś. - Geledian uśmiechnął się tylko, po czym potrząsnął głową.
- Na razie niczego nie potrzebuję, i wątpię żeby tak było. Dotarcie tutaj to i tak duży zaszczyt. -  Livier uśmiechnął się. Wskazał na bramę, po czym powiedział.
- Dobrze, resztę kwestii omówimy w drodze. A na razie zapraszam na przejażdżkę. Za bramą czeka nasz transport. - Nie czekając na towarzyszy poszedł w stronę bramy. Tirren i Geledian spojrzeli na siebie, po czym poszli za głównodowodzącym.
     
Gdy tylko przeszli przez bramę zauważyli pewną różnicę w budowie miasta. Port był przystosowany do obrony, ale miasto już nie. A przynajmniej miasto dolne, czyli to w którym się teraz znajdowali. Budynki nie miały więcej niż dwa piętra, i były niezbyt bogate. Ulice były rozmieszczone co dwa, trzy domy żeby można było bezproblemowo dotrzeć do każdego z nich. Natomiast w oczy rzucała się jeszcze jedna, ważna rzecz. Wszystkie domy były opustoszałe. Jedyną oznaką życia był mały pojazd, podobny do Jeepa, który był zaparkowany obok wysokiego na dziesięć metrów muru. Siedział w nim kierowca ; tam też udał się Livier. Tirren i Geledian cały czas podążali za nim. Generał wsiadł na przednie miejsce pojazdu. Wolne zostały jeszcze dwa miejsca na tylnych siedzeniach.
- Wsiadajcie. Mamy wiele do omówienia. - Mężczyźni na polecenie wsiedli do pojazdu. Kierowca nie czekając na polecenie ruszył. Livier odwrócił się do Tirrena i Gelediana po czym zaczął opowiadać. - Dobrze, postaram się odpowiedzieć na wasze pytanie dotyczące spotkania. Otóż po pierwsze - ktoś na pewno zapyta się jak wygraliście, więc przygotujcie się na opowiadanie. Ale kwestia waszej dwójki zostanie poruszona na końcu. Usiądziecie po mojej prawej stronie. Są dla was przygotowane miejsca, więc raczej się nie pomylicie. Postarajcie się nie rozmawiać przed waszym przedstawieniem,  to nie byłoby za bardzo rozsądne. I jeszcze jedno - przesunięto spotkanie na dwie godziny wcześniej, więc trochę się spóźnimy. - Na ostatnie zdanie zareagował Geledian.
Ale czemu ? Przecież wiedzieli że będziemy później i nie mieli podstaw do przesunięcia spotkania. - Generał tylko wzruszył ramionami, wydawało się, że nie mógł więcej zrobić.
- Nie wiem. W ogóle dziwne rzeczy się tutaj dzieją. Dobra, jesteśmy na miejscu, chodźcie szybko za mną. - Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli na miejsce obrad. krajobraz zmienił się całkowicie - Zamiast brzydkich, piętrowych domków pojawiły się duże i piękne wille. Zbliżali się właśnie do placu, na którym stał budynek otoczony dość wysokim murem. Budynek nie był strasznie potężny, być może to dlatego, że w środku miasta, tam gdzie podpisano deklarację pokoju, stała potężna bazylika ku czci traktatu. Zajmowała ona cały środek miasta, tworząc też największy budynek w układzie. Dlatego też Miejsce obrad zbudowano w miejscu w którym wszystko się zaczęło - w tym miejscu przywódca jednej z nacji próbował nakłonić innych do pokoju, stosując bunt, który niestety szybko stłumiono. Jednak to właśnie dzięki temu aktowi desperacji dostrzeżono starania o pokój, i podpisano traktat. Budynek był szeroki i wysoki - musiał pomieścić około czterech tysięcy ludzi. Były tam dwa wejścia, jedno znajdowało się dokładnie w linii prostej od bramy, najpewniej było to wejście główne. Po boku znajdowały się jednak mniejsze drzwiczki, które prowadziły do tylnego wejścia na salę. Oczywiście Głównodowodzący nie miał zbyt wiele problemów, żeby wybrać trasę. Nie mogli tak po prostu wejść na salę obrad i powiedzieć " przepraszam za spóźnienie ". Zwłaszcza, że obrady trwały już od parunastu minut. Livier skierował się natychmiast do pierwszych drzwi. Po chwili otwarł je i przekroczył próg. Weszli na salę obrad.

* generał - oznacza tutaj zwrot grzecznościowy, używany do określenia kogoś kto jest od nas starszy i zajmuje wyższe miejsce w hierarchii. W użyciu jest też zwrot " Kapitan ' który określa kogoś równemu naszemu stopniu, lub po prostu zwrot grzecznościowy.






sobota, 29 czerwca 2013

Prolog - Wprowadzenie

 Tyria, Układ Galados, Obrzeża Zachodnie

rok 2298




    Do portu kosmicznego w Tyrii zmierzała właśnie dość niewielkich rozmiarów fregata wojenna. Był to statek kosmiczny o tradycyjnej budowie - duży masywny pokład, przednia szyba, po bokach i pod statkiem były działa. Jedynym odchyleniem od tradycyjności były działa, które zostały w większości usunięte. Niestety - westchnął Rednell, kontroler portu - tym razem słowo " w większości " oznaczało o wiele za dużo. Standardowy statek nie mógł mieć uzbrojenia typu ciężkiego, dopuszczalne było tylko lekkie uzbrojenie, które nie mogło zniszczyć murów i budynków miasta. A tutaj oprócz karabinów statek miał zamontowane działa rakietowe oraz armaty " DDP " które mają siłę zdolną do zniszczenia większości takich budowli. Żaden ze strażników nie mógł pozwolić by tak dobrze uzbrojona fregata wleciała do miasta. Kontroler podszedł do radiostacji, po czym wyszukał numer statku. Nie było to trudne zadanie, bo statek nie próbował się ukryć. Oznaczało to, że musiała zajść jakaś pomyłka, ale nie można było pozwolić sobie na ryzyko. Rednell uniósł mikrofon i powiedział.
- UNS 213, zgłoś się. - Po chwili oczekiwania usłyszał krótkie szemranie.
- UNS zgłaszam się. O co chodzi ? - głos pilota był dość radosny, jak na tę sytuację. A nie powinien - pomyślał Rednell.
- Na waszym statku jest za dużo broni ciężkiego kalibru. Musicie go zlikwidować zanim wejdziecie do portu. -Przez dłuższą chwilę nie było słychać żadnego dźwięku. Pilot poprawił mikrofon, najwyraźniej zdziwiła go odpowiedź kontrolera.
- Ale jak ? Mamy wyrzucić ? - Rednell usłyszał krótki śmiech pilota - Nie, w porządku, znam procedurę. Jednak parę godzin przed dotarciem tutaj zostaliśmy zaatakowani, i nie mieliśmy okazji do zdjęcia sprzętu. Ale jak chcecie to po dotarciu do portu możemy oddać nawet na cele charytatywne. - Pilot znowu się zaśmiał, tym razem trochę dłużej. Rednell pomyślał chwilę i odpowiedział.
- My nie potrzebujemy darowizn. Macie zostawić sprzęt przed miastem, najlepiej przy magazynach. To ten duży teren przy zachodniej bramie. Jeśli nie zasto... - W tej chwili pilot przerwał kontrolerowi i wtrącił pogodnym głosem.
- Nie no, może się dogadamy ? Przewożę dwóch bohaterów spod Mindfreak i chcą jak najszybciej zejść na ląd. Zwłaszcza, że mają spotkanie za dwie godziny i chcieliby trochę przed tym odpocząć. - Po słowach pilota Rednell zamilkł. Nie przeżył takiej sytuacji w swoim doświadczeniu zawodowym, ale wiedział, że ci bohaterowie są ważni. Gdyby nie oni byliby teraz narażeni na ataki Piratów i być może podzieliło by to traktat. Po krótkim zastanowieniu Rednell powiedział, choć dość niechętnym głosem.
- No dobra, możecie wlecieć. Ale zaraz po wylądowaniu macie rozbroić swoją fregatę. Zrozumiano ?
 - Oczywiście - zapewnił pilot. Oczom Rednella ukazał się jeszcze widok wlatującej fregaty, ale nie miał czasu na podziwianie widoków, bo zobaczył inny statek wlatujący do portu. Znowu, zgodnie z procedurą wszedł na linię statku po czym zaczął rozmowę.


* W laboratoriach został opracowany specyfik, który przez ingerencję w ludzkie komórki i kości, wydłużał czas życia. Jest on teraz ogólnodostępny i kosztuję grosze, więc może go kupić każdy. Jest tylko jeden warunek - musi go spożyć osoba przed 40 rokiem życia. Czas życia wydłuża się wtedy do około 590 lat. Ze względów biologicznych wiek pełnoletności osiąga się w wieku 45 lat.