czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział VII

30 lat później, układ Pailiven, planeta Estre

Argos świętowało. A zaledwie trzy dni temu toczyła się tutaj walka o miasto. Jednak stolica Estre poddała się po zaledwie ośmiu godzinach. Mieszkańcy Argos nie mieli dość sił i sprzętu, żeby sprostać siłom Sojuszu. Ich decyzja była co najmniej słuszna. Tirren uważał, że nie mają się z czego cieszyć. Ale to było tylko jego zdanie, w dodatku pominięte przez wszystkich. Co prawda Argos było dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym zdobytym miastem w układzie, ale i tak dowódca uważał, że świętowanie przez dwa dni to duża przesada, zwłaszcza, że żołnierze wcale nie zamierzali kończyć. Posłuchał jednak innych dowódców i dał żołnierzom spokój. Przynajmniej na razie. Odwrócił się do stojącej za nim Arii.
- Patrz jak świętują. Boję się pomyśleć co będzie jak zdobędziemy tysięczne miasto. - Aria uśmiechnęła się.
- Nie marudź. Zasłużyli. Na razie skupmy się na robocie. - Tirren wzruszył ramionami. Była godzina trzecia trzydzieści, co oznaczało, że mieli jeszcze pół godziny do spotkania. Niezbyt legalnego - dodał w myśli. Niedawno dostał dziwną ofertę wymiany. Różniła się tym, że zamiast broni wymieniali się ludźmi. Skontaktował się z nimi nowy przywódca formacji zwanej Cieniami - Keve. Chciał wymienić dwóch przebywających w więzieniu Sojuszu dowódców na dwóch innych, pochodzących z ich więzień. Była to dość uczciwa wymiana, dlatego też Tirren się zgodził. Jednak w statucie prawa obu stron było to zabronione, więc działali potajemnie. Specjalnie wybrali godziny, żeby na ulicach nie kręcili się ludzie. Jednak trochę nie docenili świętujących - wcale nie zamierzali się rozejść. Jak stwierdził jeden z więźniów, nie było wielkiej różnicy między nocą a dniem. Trochę przesadzał, ale ludzi i tak było za dużo żeby przejść niezauważenie. Wkrótce usłyszał głos podchodzącego pilota. On był ostatnią osobą z trójki która wiedziała o przekazie.
- Co robimy ? Niezauważalnie na pewno nie przejdziemy, a jeśli ktoś zauważy że prowadzimy więźniów na pewno się tym zainteresuję. Boję się myśleć co będzie jak ich rozpoznają. W końcu są dość... znani. - Tirren zastanowił się chwilę. Warunki wymiany były dość ciężkie, bo Keve zażądał jednych z największych wrogów sojuszu. Ale w zamian za to zyskiwali dwóch innych znanych i doświadczonych dowódców. Byli to : Angei Faleklav oraz Nike Beltini zażądani przez przywódcę Cieni oraz Gravis Daladat i Darg Amneiz zażądani przez Tirrena. Wszyscy aktywnie walczyli w imię swojej frakcji i osiągali w tym niemałe sukcesy. Przy swojej aktywności zostali też pojmani.
- Rozwiąż ich. Przejdziemy przez miasto grupą, postaramy się aby nikt nie zauważył, że to więźniowie. Daj im to do zrozumienia. - Tirren odwrócił się w stronę miasta. Miał jeszcze chwilę czasu. Przypomniał sobie o wydarzeniach i dokonaniach, jakich ich floty dokonały przez ostatnie dni. A było tego sporo. Zaraz po ataku na Tyrię, floty Łotrów, Jutrzenki, Szponów i Tristanów ( nazwa wzięła się od trzech stanów założycielskich, a że została nazwana w gwarze Sejnickiej bardzo przypominała pewne imię ) przerzuciły działania na Pailiven. Na początku szło im ciężko. Była to droga przez mękę. Musieli polegać na szybkich atakach i podchodach, ponieważ floty układu były wciąż aktywne. Jednak doświadczenie i wyposażenie połączone z lepszą organizacją, sprawiały, że na większości bitew mieli zapewnioną przewagę liczebną. Gdy zajęli sporą część układu przeszli do działań bardziej jawnych. I na tym kroku byli już na teoretycznie wygranej pozycji. W praktyce było niewiele gorzej, choć w tej walce stracili parę kluczowych miast i pozycji. Jednak w porównaniu z tym co zyskali to było nic. Szybko się zrehabilitowali, i takim sposobem zajęli już trzy czwarte całego układu. Atakowali cały czas, aż dotarli tutaj - do stolicy Estre, miasta Argos. Miasto było przez wielu uważane za najpiękniejsze na świecie, więc Tirren wysłał najpierw emisariuszy, którzy mieli wymusić poddanie miasta. Jednak rada nie chciała tego przyjąć. A miasto musiało być zajęte. Jednak nawet ostro się broniąc, miasto długo się nie broniło. Gdy wojska flot wdarły się do górnego miasta, rada przestała się bronić. Biorąc pod uwagę sytuację była to mądra decyzja. Atak skończył się dwa dni temu. Od tej pory całe Argos - w większości atakujący - zaczęło świętować zwycięstwo.
- Są gotowi. Idziemy ? - Wojownik usłyszał głos pilota. Przytaknął i ruszył w stronę miasta.
    Spotkanie było zorganizowane w wieży obserwacyjnej, na przedostatnim piętrze. Niewielu miało tam dostęp ze względu na cenę wstępu. Dlatego też tam spotykali się obaj dowódcy. Tirren co prawdą nie był przywódcą - był tylko pomocnikiem, prawą ręką Liviera - ale Keve wybrał właśnie jego, ponieważ Livier był na drugim końcu galaktyki odkrytej. To jakieś dwa miesiące drogi, a na to przywódca Cieni nie chciał sobie pozwolić. Chociaż możliwe, że zaważył tutaj też drugi czynnik. Mianowicie Livier nigdy nie zgodziłby się na taką wymianę.
   Po chwili dotarli do bramy. Strażnicy, gdy tylko zobaczyli swojego dowódcę unieśli ręce na powitanie. Nawet nie chciało im się robić kontroli. Tirren szedł dalej. Szli przez środek miasta, a mimo to nie rzucali się w oczy. Jednak nikogo to nie powinno dziwić, w końcu połowa z nich była przynajmniej w stanie nietrzeźwości. Wojownik skrzywił się. W końcu to byli jego żołnierze. Jednak wiedział, że jego zadanie jest ważniejsze. Szedł dalej, nie oglądał się za siebie. Spojrzał po otaczającym go mieście. Wysokie budynki, mało dekoracji, mało koloru. Tak prezentowały się dzielnice stolicy. Nazwa Argos, w języku mieszkańców " Piękno" zupełnie tutaj nie pasowała. Jednak miasto miało ogromny budżet i organizowane były tutaj imprezy, koncerty oraz różne rodzaju igrzyska sportowe. Przynajmniej do czasu wojny, kiedy to kontrolę nad miastem przejęli Kensheilczycy. Wtedy miasto było jednym z wielu miast produkującym broń, pancerze, niekiedy nawet myśliwce. I teraz też takie będzie - pomyślał Tirren. To było naturalne. Przejęte przez nich miasta nie mogły nic innego zaoferować. W końcu dotarli do wieży. Jako dowódcy nie musieli płacić, więc przepuszczono ich bez problemu. Na posterunku obecny był tylko jeden strażnik. Przeszli przez parter i wsiedli do windy. Po chwili dotarli na piętro pięćdziesiąte czwarte. Tirren odwrócił się do Arii.
- Który pokój ? - Zapytana wskazała drzwi na prawo od nich.
- Trzysta piętnasty. -  Wojownik pokiwał głową i ruszył w stronę wskazanych drzwi. Numer się zgadzał. Tirren odetchnął jeszcze raz, po czym wszedł do sali.
  Gdy otworzył drzwi czekał tam na niego wysoki mężczyzna. Ubrany był w czarny pancerz, chociaż niepełny. Nie miał osłony głowy. łatwo można było stwierdzić, że to Keve.
- Tirren. -  Adresat pozdrowienia zauważył, że przywódca Cieni ma dość niski głos.
- Keve. - Nie wyciągnął dłoni do przeciwnika. Spotykali się w interesach, nie dla przyjemności. W jednym z kątów pokoju stali dwaj mężczyźni. Nie odzywali się, podobnie jak więźniowie Tirrena. To było częścią umowy, każdy z przywódców chciał załatwić tą sprawę jak najszybciej. Wojownik kontynuował wypowiedź. - To co teraz robimy jest zabronione przez kodeksy naszych frakcji. Załatwmy to jak najszybciej. -  Przywódca Cieni pokiwał głową. Gestem nakazał swoim więźniom wyjście z kąta. Gdy byli na środku pokoju, dowódca rozpoznał w nich Gravisa i Darga.
- To oni. Swoich też rozpoznaję. Tyle powinno wystarczyć do przekazu, tak ? - Tirren pokiwał głową.
- Tak. Won mi stąd. - Keve z uśmiechem poszedł do wyjścia. Za nim poszli także Angei i Nike. - Tylko nie dajcie się złapać. Nie zamierzam was ratować. - Keve zaśmiał się krótko.
- O mnie się nie martw. - Wyszedł z sali. Tirren obrócił się do Gravisa i Darga. Uśmiechnął się szeroko.
- Wreszcie ! Dobrze was widzieć, po tylu latach. - Dawni więźniowie także się zaśmiali. Jeden z nich uścisnął dłoń Tirrenowi, drugi uściskał go. Znali się od bardzo dawna, Darga Tirren znał prawie od urodzenia, a Gravisa poznał tuż przed wojną w Tyrii. - Dobra, skończmy już to powitanie. Chętnie bym powspominał dawne czasy, ale mam jeszcze trochę spraw do zrobienia. Mój pilot, Harey oprowadzi was po mieście i flocie. - Mężczyźni pokiwali głowami.
W każdym razie - cieszę się że żyjesz. - Powiedział to Gravis. Darg nie mógł tego powiedzieć, bo miał wycięte struny głosowe. Z trudem mógł szeptać. Pokazał parę znaków Gravisowi. Towarzysz uśmiechnął się i kontynuował. - Gravis też się cieszy. - Tirren pokiwał głową. Po chwili podszedł do pilota.
- Harey, zostawiam ci ich. Oprowadź ich po mieście, potem zaprowadź ich do jakiegoś hotelu. Wiesz co robić. - Pilot pokiwał głową. Wojownik po chwili wyszedł z pokoju. Zjechał windą na dół i udał się do pobliskiego hotelu, gdzie miał wynajęty pokój. Wszedł do pokoju i od razu zasnął na łóżku. Miał jeszcze dużo pracy, i to dokładnie tej nocy.





wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział VI ( część II )

Aria zaklęła. I to nie pierwszy raz. Od kiedy wróciła na fregatę nic nie układało się po ich myśli. Mieli wsparcie jeszcze innej floty, ale była za  mała, żeby chociaż próbować starcia z Kensheilczykami. A teraz jeszcze te posiłki... Od strony północy nadciągała co najmniej setka fregat. Tyria nie mogła sobie poradzić z obecnymi dwiema setkami, a o trzech lepiej nawet nie wspominać. Miasto - razem z flotą Arii - wystawiło niecałe trzydzieści statków. Nie mieli szans w starciu. Przed chwilą Merchent wydał rozkaz ewakuacji, licząc że to uchroni mieszkańców przed stratami. Ale w tej chwili Aria nie wiedziała czy dadzą radę zapewnić bezpieczeństwo choćby jednemu promowi, a co dopiero całym setkom. Zbliżała się do stanu załamania nerwowego.Uratował ją sygnał z komunikatora.
- Pani kapitan ! Te statki - to nasi ! - Głos był młody, należał pewnie do sierżanta Strilleja. Był taktykiem, odpowiadał za walki w przestrzeni kosmicznej. Aria szybkim krokiem ruszyła na mostek.
- Połącz. 

***



 Krótkie cięcie zakończyło to starcie. Tirren nie liczył które to było z kolei. Miał proste zadanie : oczyścić miejsce lądowania, i to właśnie robił. Już od długiego czasu razem z Geledianem i ich oddziałem oczyszczali tymczasowe lądowiska dla swoich ludzi. Odkąd Livier ogłosił stan ewakuacji oczyścili już trzy taki miejsca. To było czwarte. Właśnie kończyli swoją pracę. Zostało już tylko paru przeciwników, którzy po prostu uciekli. Nikt z oddziału ich nie ścigał. Geledian wyznaczył parunastu ludzi którzy mieli zostać i pilnować lądowiska. Po chwili podszedł do Tirrena. 
- Jeszcze jedno takie miejsce i sami musimy pomyśleć o jakimś transporcie. - Tirren pokiwał głową. Obtarł miecz o najbliższego przeciwnika. Geledian kontynuował. - Myślałem, żeby zrobić jeszcze plac płaczu, a potem przenieść się szybko do dawniejszego targowiska. - Urwał czekając na reakcję towarzysza. Tirren ponownie pokiwał głową.  - Mam rozumiesz, że się zgadzasz ? - Tym razem Tirren nie zamierzał przemilczeć.
- Tak. Mam tylko nadzieję, że rozumiesz ilu tam jest Kenów ? - Tym razem Geledian pokiwał głową. Tirren nie mógł zobaczyć jego twarzy, bo była skryta pod hełmem, ale mógł przysiąc że strateg się uśmiecha. - Taktyka ta sama co zawsze. - dodał mrukliwym tonem. Towarzysz kiwnął głową. Tirren westchnął po czym wziął swoją część oddziału i pobiegł na północ. Strateg zrobił to samo, tylko pobiegł na północny zachód. Ich taktyka była prosta - jeden oddział wybawiał Kenscheilczyków, a drugi atakował mniej więcej od drugiej strony. Tirren wkrótce dotarł na miejsce spotkania. Tym razem atakować miał Geledian. na placu było co najwyżej siedemdziesięciu ludzi. Żaden problem dla dwóch grup liczących po sześćdziesiąt osób. Tirren spojrzał jeszcze raz na plac. Po środku stała prawie nienaruszona fontanna, a plac był pusty. Pozostawała otwarta szarża na pole przeciwnika. Taką taktykę zastosował Geledian. Przeciwnicy dostrzegli ich i popędzili na spotkanie z nimi. Gdy byli w połowie drogi Tirren dał znak swoim ludziom. Wyszli z ukrycia i pospieszyli z pomocą. Gdy znajdowali się około dwustu metrów od zorientowali się, że coś jest nie tak. Miało być łatwo, a tymczasem Kenscheilczycy praktycznie rozbili oddział stratega. 
- Szybciej ! - Tirren pospieszył swoich żołnierzy, samemu wysuwając się trochę do przodu. Tirren zauważył jeszcze jeden nieciekawy widok. Geledian walczył z widocznie lepszym od siebie przeciwnikiem. Ale żaden problem, jak tam dotrą oswobodzą ich z łatwością. Jednak ta nadzieja zniknęła już po chwili. Tirren miał tylko trzy kroki od walczących. O trzy za dużo. Klinga walczącego z Geledianem wojownika rozcięła mu szyję i przeszyła obszar lewego płuca zagłębiając się w nim do ponad połowy długości klingi. 
- Nieee ! - Tirren w trzech susach doskoczył do napastnika i przepołowił go na pół zaraz pod płucami. Nie patrząc na niego stanął nad ciałem Gelediana. Przybliżyło się do niego trzech innych napastników, ale szybko zajął się nimi oddział Tirrena. Wojownik pochylił się nad Strategiem i spojrzał na jego ranę. Stracił wszelką nadzieję. Geledian nie żył. Tirren ściągnął mu hełm i zamknął oczy. 
- Ilsi Aviora. - Spoczywaj w pokoju. Nie miał jednak czasu na wspominanie towarzysza. Będzie go miał później. Wstał i rozejrzał się po placu. Jego drużyna szybko rozprawiła się z Kensheilczykami. Niektórzy stali nad martwymi, reszta czyściła broń. Większość jednak zgromadziła się wokół martwego stratega. Milczeli. Tirren chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Głos mu się załamywał przy każdej próbie. Czuł się jak na pogrzebie. Ciszę przerwał sygnał na komunikatorze. Przełykając ślinę odebrał go. 
- Tirren, macie zorganizowany transport. Przesyłam pozycję. Macie minutę, więc się pospieszcie. Aria, bez odbioru. 
Tirren spojrzał na miejsce które zaznaczyła Aria. Prawie pół kilometra, co oznaczało że musieli naprawdę się pospieszyć. Komunikat słyszał cały oddział, bo niektórzy patrzyli pytająco na Tirrena, a niektórzy zaczęli biegnąć w stronę miejsca ewakuacji. 
- Lecimy. - Cały oddział ruszył. Tirren wysunął się do przodu, zostawiając nieco z tyłu resztę. Nie minęła chwila, a dotarli do transportowca. Weszli do środka. Tirren usiadł i zawiesił głowę. Krótko jednak mógł wspominać poległego towarzysza, ponieważ ponownie usłyszał głos Arii. 
- Tirren co teraz ? Są tu Łotry, Tristani oraz Szpony. Wszyscy zgłosili się do pomocy w naszej kampanii. Gdzie lecimy ? - Tirren nie zastanawiał się długo. Ustalił to już wczoraj razem z Geledianem. Teraz chciał spełnić jego plany. Przynajmniej tyle mógł zrobić dla poległego towarzysza. 
- Leć do układu Pailiven. Tam zaczniemy.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział VI ( część I )

Jechali jeszcze prawie pół godziny. Wkrótce dotarli do okopów przed Lokalizatorem. Było dość ważne miejsce w budowie miasta, więc obok niego w promieniu pół kilometra nie było żadnego budynku. Szarża przez otwarte pole była zabójcza. Gdy podzielił się tą myślą ze strategiem, ten odpowiedział tylko.
- Dostałem tylko strzępki informacji. Nie wiem co będzie dalej, ani jak to zrobimy. - Tirren wzruszył ramionami - już dojeżdżali na miejsce, zaraz mieli się wszystkiego dowiedzieć. Wkrótce ujrzeli pierwszych żołnierzy. Jeden z nich wskazał Geledianowi uliczkę na lewo od nich. Strateg wjechał w nią i zaparkował pojazd paręnaście metrów dalej. Oboje zsiedli z motoru i poszli w stronę umocnień. Okopy były wykonane dość profesjonalnie jak na strefę wojny. Fragmenty murów i skał były złączone ziemią i błotem. Ten drugi surowiec był używany rzadko, praktycznie tylko w połączeniach. Może to dlatego, że nie było go wiele. Pod osłoną zgromadzili się żołnierze - prawie dziesięć tysięcy. Niektórzy prowadzili ostrzał, większość szykowała się do szarży. Geledian ściągnął hełm. Tirren od razu zauważył paskudną szramę zaczynającą się na szyi, a kończącą obok prawego ucha. Skrzywił się nieco, bo wyglądało to paskudnie.
- Gdzieś ty sobie to zrobił ? - Geledian dotknął rany.
- W walce z jednym żołnierzem. Zapomniałem trochę jak się walczy. Dobrze by było gdybyś dał mi kilka lekcji jak z tego wyjdziemy.  - Ostatnie zdanie przeciągnął w westchnienie. Tirren był mistrzem w walce wręcz, więc nic dziwnego, że strateg prosił go o pomoc. Tirren spojrzał na prawo. Podchodziły do nich dwie kobiety. Obie skłoniły głowę, po czym jedna z nich, wyższa i mocniej zbudowana powiedziała donośnym głosem.
- Panowie. Dostaliśmy rozkaz od Liviera. My urządzimy małą dywersję którą poprowadzi Geledian. Tirren poprowadzi mniejszą grupę, która będzie miała za zadanie wysadzić ładunki w dwóch miejscach budynku. Musimy zniszczyć Lokalizator, bo na razie jest pod ich kontrolą. Generale - Kobieta zwróciła się do Tirrena - to jest Aileen, dowódca oddziału saperskiego. Ona pokieruje akcją, ty będziesz ją chronił. - Wojownik zmarszczył brwi.
- Zaraz, zaraz, ja mam chronić cały oddział ? - Kapitan spojrzała na niego czujnym wzrokiem, po czym odpowiedziała.
- Nie, ty będziesz chronił Aileen. Reszta jest zdana na siebie. - Tirren pokiwał głową parę razy.
- Rozumiem. Kiedy atakujemy ? 
- Za piętnaście minut. Zostawiam was razem, Aileen spróbuje ci wytłumaczyć gdzie macie podłożyć ładunki i do czego będziesz potrzebny.  - Kapitan ukłoniła się i razem ze strategiem odeszła w stronę umocnień. Aileen spojrzała na Tirrena wskazując mu ręką na umocnienia.
- Przejdźmy tam, stąd nie widać budynku. - Tirren pokiwał głową i poszedł za towarzyszką w stronę okopów. Tuż przy okopach położyli się płasko przy ziemi. Aileen pokazała mu potężny budynek na środku wzgórza.
- Musimy umieścić tam dwa ładunki : jeden od wschodniej strony, drugi od przeciwnej. Z map wynika, że mniej więcej w tych miejscach znajdują się generatory. Jeśli je uszkodzimy padnie całe zasilanie Lokalizatora. Mamy trzy ładunki, w tym dwa posiadam ja. Ufam, że z twoimi umiejętnościami uda nam się to zrobić. - Tirren pokiwał głową. Był jednym z najlepszych wojowników w galaktyce, ale na tym spotkaniu z pewnością byli lepsi od niego. Mógł mieć tylko nadzieję, że niewielu z nich dołączyło do Kenscheilczyków. Wiedział, że sporo zależy od jego  działalności w tej akcji i nie chciał tego zepsuć. Właściwie to nie mógł, poprawił się w myślach.
- Oby. Wytłumacz mi jeszcze jedno - jeśli zniszczymy Lokalizator, to czy nie wyjdzie to nam na gorsze ? Przecież to nasza linia obrony - załamywanie sieci statkom lądującym wokół miasta. - Już w czasie jego wypowiedzi specjalistka kręciła przecząco głową
- Za długo by tłumaczyć... W każdym razie, jeśli zniszczymy ten obiekt pozostanie nam druga linia obrony. W mieście znajduję się podobny obiekt do tego, ale aktywuje się dopiero po zniszczeniu Lokalizatora. Można go włączyć, ale złamanie zabezpieczeń zajęłoby za dużo czasu. A sygnału potrzebujemy natychmiast. - Tirren ponownie pokiwał głową.
- Chyba rozumiem. Ja mam chronić tylko ciebie, tak ? 
- Tak. Chodźmy już, chyba zaczynają atakować. - Aileen poszła w stronę uformowanych szeregów. Wojownik szybko ruszył za nią. Po chwili dotarli w okolice środka formacji, gdzie na czele spotkał Gelediana. Aileen szła dalej, i z tego co widział dołączyła do małej grupki paręnaście metrów od niego. Tirren podszedł do przyjaciela.
- Jak sytuacja ? - Geledian odwrócił się zaskoczony. Gdy zobaczył wojownika wzruszył ramionami.
- Beznadziejna, jak zawsze. Mają prawie dwukrotną przewagę liczebną i wsparcie przynajmniej czterech fregat. Im szybciej wykonacie swoje zadanie tym mniej nas polegnie. Tylko bądź ostrożny. Przydasz się jeszcze później. - Tirren uśmiechnął się w duchu.
- Ty też uważaj. Zniszczymy ten budynek w mgnieniu oka. - Spojrzał w stronę oddziału specjalistki. Aileen rozglądała się za nim, widać było, że była trochę podenerwowana. - Czas na mnie. Do zobaczenia później. - Ruszył szybko do specjalistki. Ta zauważyła go, ale nie powiedziała ani słowa. Tirren spojrzał na umocnienia wroga. Budynek nie był wielki, miał co najwyżej trzydzieści metrów szerokości i dwa wysokości, chociaż istniała możliwość, że budynek był częściowo pod ziemią. Dużo większy problem stanowiły potężny okopy, które ciężko będzie przekroczyć. Strażników było sporo, ale na pewno nie były to wszystkie siły przeciwnika. Reszta musiała kryć się za okopami. Jedynym miejscem w miarę możliwym do przejścia była przestrzeń przed budynkiem. Nie była użyta do okopów, zapewne Kenscheilczycy nie mieli czasu na zrobienie dodatkowych umocnień. Przestrzeń przed budynkiem była czysta, jedną z reguł miasta było nie zakładanie domów przed budynkami strategicznymi. Lokalizator stał też na wzgórzu, ale różnica wysokości była nie większa niż dwadzieścia metrów. Odwrócił się do oddziału.
- Musimy się dostać na środek budynku. Tam przejdziemy dalej i podłożymy ładunki. - Tirren widział, że oddział zrozumiał polecenie, ale nikt nie powiedział tego głośno. Najpewniej tak jak inni żołnierze obwiali się walki.
- Gotowi... teraz ! - Geledian nie zwlekał z natarciem. I dobrze, bo przygotowania trwały już około pół godziny, czyli o wiele za długo. Aileen z drużyną podążyli trzecią linią, tuż przed trzonem ataku. Dostali ostrym ostrzałem od obrońców, ale kontynuowali natarcie. Tirren zaklął. Stracili za dużo ludzi jak na pierwsze starcie. Geledian też to dostrzegł. Od razu zmienił typ natarcia. Wypuścił pierwsze sześć szeregów do przodu, a resztą zakręcił na boki, skąd mogli prowadzić swobodny ostrzał na pozycje nieprzyjaciela. Tirren pobiegł z drugim szeregiem. Wysunął się tym przed grupę, ale nie spuszczał z nich oka. Wkrótce dotarli do szeregów wroga. Ciężko było przejść przez okopy, więc wojownik przybliżył się bardziej do środka budynku. Kątem oka widział, że Aileen podąża za nim. Kensheilczycy zdołali już uformować sprawny szereg z żołnierzy. Mieli tylko broń do walki wręcz. Tirren skrzyknął walczących koło siebie ludzi i razem uderzyli na wrogie jednostki. Wojownik zrobił trzy kroki, o czym skoczył z przygotowanym do starcia mieczem na przeciwnika. Nieprzyjacielskiej formacji po chwili już nie było. połowa leżała martwa, a reszta wycofała się do swoich szeregów. Kątem oka zauważył stojącą niedaleko Aileen. Podszedł do niej i pokazał na prawą część budynku.
- Możemy zacząć od tamtego miejsca ? Czy też są jakieś przeciwwskazania ? -  Aileen pokręciła głową.
- Możemy zacząć gdzie chcemy, byleby zrobić to szybko. - Tirren pokiwał głową. podbiegło do oddziału który pomógł mu przedostać się przez szereg Kensheilczyków. Pokazał im  miejsce w którym mają podłożyć ładunek i wytłumaczył co maja robić. Jeden z żołnierzy, najwidoczniej najwyższy rangą wśród oddziału przytaknął. Tirren ruszył na prawą stronę budynku. Walki nadal trwały, ale przeniosły się trochę dalej od okopów. Podłożenie pierwszego ładunku nie było problemem. Dał znak Aileen, po czym ruszył we wskazane wcześniej miejsce. Jeden z grupy specjalistów zaczął podkładać materiał wybuchowy. Po trzydziestu sekundach skończył. Nie było żadnych problemów. Tylko jeden z przeciwników zauważył oddział i rzucił się w walkę ze strażnikiem, ale po paru ciosach padł martwy na ziemię. 
- Ja wam idzie ?! Cholera, nie mamy czasu i ludzi, żeby to długo utrzymywać.  - Dość łatwo można było się połapać kto jest nadawcą wiadomości. Był to Geledian. Tirren chciał już odpowiedzieć, ale Aileen go uprzedziła. Najwidoczniej wiadomość słyszała cała grupa.
- Potrzebujemy jeszcze trzech minut. Potem możemy się ewakuować. - Strateg westchnął. Nie odpowiedział, bo nie musiał. Wszyscy dobrze wiedzieli o co mu chodzi. Przedarli się do drugiego miejsca, ale tam sytuacja nie był najweselsza. Kensheilczycy mieli dużą przewagę. Aileen zaczęła podkładać ładunek, a reszta wyciągnęła broń i podeszła do Tirrena i jego oddziału. Mieli o wiele więcej roboty niż wcześniej, dotarło do nich ponad pięćdziesiąt osób. Po atakach z oddziału Tirrena zostało już tylko czterech ludzi. Aileen skończyła podkładać ładunek. W tym momencie jeden z Kensheilczyków zaskoczył Tirrena silnym i szybkim cięciem w prawe ramię. Zaatakowany próbował zablokować cios mieczem, ale siła ciosu wytrąciła go z równowagi. Zachwiał się, ale nie upadł. Napastnik znowu zaatakował, tym razem posłużył się zgrabną fintą. Tym razem wojownikowi udało się odskoczyć. Z półobrotu zaatakował w lewe ramię atakującego, który z łatwością zablokował uderzenie i wyprowadził szybki kontratak. Tirren ponownie uskoczył i wyjął mały nóż, którego używał zazwyczaj do bloków. Nie był mu potrzebny w pojedynkach z większością przeciwników, ale ten wiedział co robić z mieczem. Kolejny atak Kensheilczyka wymierzony był w prawe ramię strażnika. Tirren zablokował cios mieczem i wyskoczył z nożem celując w szyję napastnika. Ten w ostatniej chwili zdołał odskoczyć, ale nóż Tirrena zranił go w mostek. Niestety za płytko żeby wyrządzić jakieś trwałe szkody. Tirren szybko zadał mu jeszcze jeden cios, tym razem w prawą dłoń. Nie udało mu się. Napastnik zorientował się gdzie ma paść następny cios i odbił miecz Tirrena jednocześnie wyprowadzając kontratak. Tirren zablokował cios nożem, po czym okręcił się o sto osiemdziesiąt stopni i wbił miecz w brzuch Kensheilczyka. Napastnik padł martwy na ziemię.
- Podłożyliście to cholerstwo ? - Na pytanie stratega tym razem odpowiedział Tirren.
- Tak. - Geledian odetchnął z ulgą. Tym razem wydał komunikat dla wszystkich.

- Dobra, uciekamy stąd ! Szybko ! -  Tirren obejrzał się za siebie. Aileen była już w połowie drogi do ich okopów. Tirren nie marnował czasu i pobiegł za nią. Gdy dotarł do ich okopów obejrzał się za siebie. W sam raz żeby zobaczyć eksplozję. Nie miał jednak za wiele czasu na podziwianie swojego dzieła. Zauważył podchodzącego do niego Gelediana.
- Piękna robota. Ale teraz mamy inne zadanie. Musimy przeprowadzić ewakuację.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział V ( część II )

Tirren wyszedł na zewnątrz jako pierwszy. Od razu zauważył grupę mężczyzn na lewo od niego. Wszyscy nosili barwy Kensheilczyków. Wyjął miecz zza pleców i pobiegł w ich stronę wnosząc krótki okrzyk.
Pierwszy z Kensheilczyków zauważył go i zaczął strzelać z karabinu. Pozostali wyjęli miecze i ruszyli do ataku. Pociski strzelca odbiły się od pancerza nie robiąc Tirrenowi żadnej krzywdy.  Wkrótce Tirren dosięgnął pierwszego z nich. Zadał mu krótkie pchnięcie w brzuch które przeciwnik natychmiast odparował. Tirren nie przerywając ciosu dosięgnął wkrótce drugiego z wojowników. Ten nie zdążył się obronić - umarł na miejscu. Tirren szybko sparował jeszcze dwa pchnięcia i przebijając ich obronę potężnym cięciem zabił kolejnego z Kensheilczyków. Jeden z nich zaatakował cięciem w ramię Tirrena, który szybko sparował cios i wyprowadził kontratak. Schylił się przed ciosem innego żołnierza i zaatakował swojego pierwszego przeciwnika w brzuch. Cios dosięgnął celu. Kolejnego Kensheilczyka uderzył w głowę rękojeścią - zdołał go jednak tylko ogłuszyć. Tirren cofnął się o parę kroków, aż do ataku włączyła się Aria. Razem szybko uwinęli się z całą resztą jedenastki. Obejrzał się za siebie - wszyscy specjaliści byli na zewnątrz schronu.
- Dobra, musimy gdzieś się ukryć i poczekać na transportowce. Spróbujmy tam - powiedział Tirren wskazując na pozostałości jakiegoś domu niedaleko włazu. Był na tyle duży, aby pomieścić całą ich trzynastkę. Weszli do budynku i rozłożyli sprzęt. Pozostawało tylko czekać na transportery wroga.
- Wiecie co robić ? -  Mężczyźni pokiwali zgodnie głowami. Każdy z nich miał przy sobie wyrzutnię Szerszeni, które zaczęli rozkładać. Po chwili gotowych było 10 wyrzutni. Teraz musieli czekać na jakiś transportowiec.
- Specjaliści, jesteście na pozycji ? - Tirren rozpoznał głos Gardnella.
- Tak, czekamy na wroga. Macie łączność systemową ? Przyda się w takiej małej grupie. - Za pomocą łączności systemowej można było sprawdzić między innymi pozycje sojuszników, oraz oznaczać przeciwników jako cele. Widział je każdy z członków oddziału który włączył system.
- Tak, mamy. Powodzenia Tirren. Później dam kordy miejsca zbiórki. Bez odbioru. - Komendant zakończył połączenie. Tirren i reszta cały czas wpatrywali się w niebo. Nie minęła minuta, zanim wypatrzyli jeden z transportowców. Tirren obejrzał się na członków oddziału. Nie musiał nic mówić, zaczęli już celować. Tirren mógł tylko patrzeć na ich przygotowania i miejsca trafień. Widać było, że wszystko przygotowali już wcześniej, bo rozmieszczenie pocisków nie było przypadkowe. Cztery padły na tył statku, mniej więcej obok zbiornika paliwa, cztery na kabinę pilota , a pozostałe trzy na środek promu - w miejsce gdzie przewożono piechotę. Prom wkrótce odpadł na pułap mniej więcej pięćdziesięciu metrów. Następnie na trzydzieści. Dwadzieścia. Dziesięć... W końcu rozległy się strzały. Ponad Dwieście pocisków ruszyło w stronę promu. Zniszczenia były ogromne - uszkodzono kadłub, kabinę pilota i bak - to ostatnie zniszczyło też w reakcji łańcuchowej silniki. Prom opadł bezwładnie na ziemię. Większość żołnierzy przeżyła, ale specjaliści zdążyli wystrzelić już drugą serię pocisków który ostatecznie wykończyła żołnierzy. Zostało ich już tylko paru, ale Tirren i Aria szybko się z nimi uporali. Specjaliści pomogli im, choć nie mieli dobrej broni - byli uzbrojeni w pistolety i sztylety, ale tym ostatnim zapewne nie umieli się posługiwać.
- Dobra robota ! Brawo chłopaki. - Powiedział to Gardnell, zapewne widział całe zajście. - Ale mamy teraz prawdziwe kłopoty. Domyślam się, że nie macie już amunicji, prawda ? - Tirren spojrzał na specjalistów, a oni pokręcili głowami.
- To były ostatki. - Tirren usłyszał westchnienie kapitana.
- Szkoda, bo będziemy mieć towarzystwo. Następny transportowiec, podaję kordy. Musimy się ukryć za osłonami i wystrzelać tych desantowców. Mamy przewagę terenu i nieznaczną liczebności, chociaż to ostatnie to tylko dwadzieścia osób. A teraz komunikat do wszystkich... Podaję miejsce zbiórki, widzimy się tam za dwie minuty. Bez odbioru. -Tirren popatrzył na miejsce które wskazał kapitan. Widać było, że pomyślał zanim wybrał miejsce. Mieli tam dość dużo możliwości obrony, co dawało im niejaką przwagę w starciu z transportowcem.
- Idziemy ! - Na komendę Tirrena wszyscy ruszyli we wskazane miejsce. Transportowiec było już widać z góry. Na ziemię dotrze pewnie z zapowiedzią kapitana - za dwie minuty. Tirren spojrzał na miejsce zbiórki - było już dość niedaleko i nie warto było iść dalej. A przynajmniej można było się ukryć, bo to miejsce obfitowało w osłony i murki.
- Dobra, szukajcie tutaj osłon. - Żołnierze z jego grupy rozmieścili się w promieniu gdzieś piętnastu metrów. Nie byli zresztą już sami, bo dotarły do nich dwie inne trzynastki. Po krótkim spojrzeniu po polu walki, można było wywnioskować, że wszyscy byli już na polu bitwy - było już prawie całkowicie wypełnione przez kompanię Gardnella. Tirren był zaskoczony, bo nie wiedział że ponad tysiąc osób może się tak dobrze ukryć. Nikt się nie wychylał, chociaż nie wiadomo było czy spowodował to strach, czy wola walki. Transportowiec opadł na ziemię. Wrak się jeszcze nie otwierał, ale musiał to zrobić dość niedługo. Nie mogli siedzieć tam w nieskończoność.
- Uwaga ! Znacie zasady, jak tylko wrak się otworzy - strzelać ! - To polecenie wydał Gardnell. Chciał pewnie dodać ducha walki żołnierzom, ale nie za bardzo mu się to udało. Cóż, przynajmniej przypomniał żołnierzom co mają robić, a to już zawsze coś.Jednak żołnierze się bali, a tego nie można przełamać prostym komentarzem. Miał już wygłosić jakąś przemowę, dodać żołnierzom odwagi, ale wrak transportowca otworzył się. Żołnierze w środku szybko wyciągnęli broń chcąc zaatakować. Tirren musiał pospieszyć pułk.
- Teraz ! Rozwalcie to cholerstwo. - Żołnierze natychmiast zaczęli strzelać. Kapitan nic nie powiedział. Może to lepiej ? - Pomyślał. Kapitan pewnie wygłosiłby krótką i  niezbyt zachęcającą przemowę. Do tego trzeba było trochę luźnego podejścia. Jednak dopiero po chwili Tirren wziął pod uwagę inne wyjście. Kapitan mógł się bać. On też był żołnierzem, i służył w obronie. Atak nie był dla niego normalnością, bronił tylko miasta przed pijaczkami i czasem piratami. Ale nigdy nie był na przegranej pozycji, tak jak tu. Tirren usłyszał strzały  nad głową. Dotąd siedział a osłoną, oddał tylko kilka strzałów. Walka na odległość pistoletem nie była mądrym pomysłem. Aria popatrzyła się szybko na niego. Skinęła głową w stronę transportowca. Potrząsnął głową i ułożył ręce w znak " czas  ". Aria zrozumiała - mieli zaczekać. Ostrzał ciągle był za duży, ale na szczęście wygrywali. Desantowcy w końcu schronili się w środku i przerwali ostrzał. Tirren wskazał Arii statek.
- Teraz ! - Przełączył się na kanał ogólny - Idziemy do statku, nie atakujcie nas. W miarę możliwości... - Ostatnie zdanie wypowiedział prawie pomrukiem. Chciał trochę pocieszyć żołnierzy, a wiedział, że takie żarciki mogą podnieść na duchu. Spojrzał na Arię - wybiegła już na spotkanie żołnierzy. Wyskoczył z okopu i pobiegł za nią. Nie napotkali większych problemów - parę razy dostali w nogi lub brzuch, ale wszystkie pociski się odbiły od pancerza. Aria dotarła pierwsza na statek. Wbiła się klinem w napastników nie zważając na ich atak. I nie miała po co, bo nie dość, że atakowali tak nieudolnie, że Tirren miał ochotę się zaśmiać to jeszcze grupka wojowników odłączyła się od Gardnella i pobiegła pomóc Tirrenowi. Zresztą niepotrzebnie, bo wojownik wbił się właśnie w grupę. Rozpoczął od cięcia z naskoku, od którego zginął jeden ze strzelców. Reszta dyskretnie się cofnęła. Tirren jako drugi cios założył potężną fintę znad głowy. Rozpłatał jeden hełmów po czym nie przerywając cięcia przekręcił rękę i z wyskokiem szermierczym przeciął na pół brzuch kolejnego napastnika. Aria cały czas walcząc wróciła do niego.  Nie była ranna, przynajmniej tego nie widział. Na statku nie zostało wiele osób - zwłaszcza, że dotarła już tutaj grupa wojowników. W końcu skończyli walkę. Wznieśli zwycięskie okrzyki, ale przerwał im ostry głos Gardnella.
- Nie śmiać się ! Zbliża się drugi statek, formować szyki ! Opadł już na ziemię, szybko ! - Tirren spojrzał na żołnierzy. Niektórzy wpadli w panikę, do innych nie dotarł komunikat. Tylko parę osób poszło formować szyki. I tak będą walczyć, rozbici i zdezorientowani. Patrząc na zdyscyplinowany transportowiec, żołnierze pułku wyglądali fatalnie.
   A mówiąc prościej - żałośnie.

      Tirren słyszał okrzyki ponaglające żołnierzy do sformowania sprawnego szyku. Jednak nawet gdyby jakimś cudem to zrobili i tak byłoby za późno. Transportowiec już się zmobilizował i wypuszczając cały tysiąc żołnierzy na otwarte pole rozpoczął ostrzał. Od pierwszych strzałów zginęło parę osób. Tirren i Aria ukryli się za okopem, ale widzieli co się działo przed nimi. I nie był to przyjemny ani pokrzepiający widok. Ocaleli jedynie ci którzy znaleźli wytrzymałe osłony i nie dostali kulką w łeb przy kryciu się. Było ich zaledwie pół tysiąca. Ukryli się jak spłoszone gołębie bez szans na ratunek.
- Wytrzymać ! Jak przerwą ostrzał zasypcie ich gradem naszych pocisków. Pokażcie swoją odwagę. Teraz ! - Głośny głos Gardnella zmusił żołnierzy do wyłonienia się znad osłon. Zrobili to w czasie gdy większość desantowców przeładowywało broń, ale i tak kompania Gardnella straciła prawie dwudziestu kolejnych żołnierzy. A zabili tylko paru Kensheilczyków. I znowu, gdy desantowcy wznowili ostrzał poległo kolejnych trzydziestu. I ponownie - tym razem dziesięciu. Tirren zaklął.
- Gardnell odwołaj to. Musimy uciekać. 
- Gdzie ? - Gardnell cicho westchnął. Oddał kilka strzało i zwrócił się do Tirrena - Nie mamy gdzie uciekać. Jak tylko ruszymy się zza osłon wytępią nas. Ale ty i... - Kolejny raz urwał, tym razem oddał więcej niż kilka strzałów. Wkrótce powrócił zza okop i kontynuował - Ty i Aria możecie zanieść meldunek Livierowi. Powiedzieć, że to jest stracone. Zresztą jesteś wyższy stopniem ode mnie, wiesz co robić. Uciekajcie, my zapewnimy wam... - W tym momencie przerwał, bo desantowcy ruszyli do ataku wręcz. Porzucili ostrzał, bo i tak by wygrali. Tylko tym sposobem trochę szybciej. Aria podbiegła do niego skulona i wskazała mu miasto znajdujące się za nimi.
- Chodź ! Mamy szansę, nie zmarnujmy jej. - Tirren skinął głową i pobiegł w stronę miasta. Za nimi pobiegło jeszcze trzech żołnierzy od Gardnella. Tirren nie miał im tego za złe - im więcej żywych tym lepiej. To był wojna, nie obrona i to właśnie tego faktu nie umiał zaakceptować garnizon. Byli przyzwyczajeni do wygranej. Za bardzo. Nad głowami grupy przeleciał myśliwiec, a za nimi wbiło się parę młotów. Nie wyglądało to najlepiej - nie mogli sobie poradzić z piechotą, a co dopiero z myśliwcem.
- Rozdzielmy się ! Każdy w swoją stronę. Powodzenia życzę. - Głos Arii rozwiał wszelkie wątpliwości. Tirren rzucił się w jedną z odnóg, Aria pobiegła w przeciwnym kierunku. Żołnierze z kompanii Gardnella byli już pewnie martwi. Tirren biegł najszybciej jak umiał. Słyszał jednak nie tylko piechotę, ale też pojazdy i myśliwiec. Szybko wskoczył w wąską uliczkę. Wyłączało to z gry myśliwiec, ale pojazd i piechota mogli go zaskoczyć. Zwłaszcza, że wyszedł już na główną ulicę. Jeden z żołnierzy pobiegł skrótem i dogonił go. Zadał szybkie cięcie z góry. Tirren tylko ustąpił mu drogi i wyciągając sztylet wbił mu go pod żebra. Słyszał koła pojazdów i piechotę, więc pobiegł dalej. Wyważając drzwi wpadł do pustego domu. Był to blok, który ciągnął się przez prawie kilometr. Od razy wszedł na górę i przechodząc ostatnim piętrem biegł korytarzami. Ścigała go teraz tylko piechota. Biegł dalej, przedzierając się przez drzwi od następnych korytarzy. Nie zdążył przebiec nawet dwustu metrów, kiedy dopadł go myśliwiec. Strzelił z karabinu maszynowego pociskami z wyjątkowo twardego i naelektryzowanego surowca. Tirren Wpadł do jednego z pokoi i wyciągając miecz zaczaił się na piechotę. Pierwszy żołnierz wszedł do pokoju rozglądając się na boki. Nie miał szans zasłonić się przed pchnięciem Tirrena, opadł martwy na ziemię. Drugi wskoczył z przewrotem, zapewne nie chciał szybko zginąć. Tirren kopnął go w twarz pozbawiając przytomności. Zostało jeszcze trzech. Reszta desantowców została pewnie na zewnątrz budynku chcąc zagrodzić mu wyjście. Tirren rzucił się ku wyjściu zaskakując zgromadzonych tam żołnierzy. Pierwszego dopadł pchnięciem miecza, zasłonił się też jego ciałem przed spadającymi dwoma fintami od dwójki wojowników. Wyjął nóż z kabury zabitego i wbił się z półobrotem w przeciwników. Odbił pierwsze cięcie nożem, po czym wbił miecz w gardło przeciwnika jednocześnie atakując wolnym już nożem drugiego z napastników. Oboje zginęli. Tirren nie marnował czasu na podziwianie rzezi tylko uciekał dalej. Zszedł na dół i wyszedł z drugiej strony bloku. Na ulicy zauważyła go piechota i pojazdy, myśliwca nie było widać. Nie miał już szans na ucieczkę, ale mimo to próbował. Uciekał najszybciej jak mógł. Cały czas w tym samym tempie. Widział, że pojazdy już go doganiają, ale nie poddawał się. Nie chciał...
- Tirren, za tobą do cholery ! - Tirren rozpoznał głos Gelediana. Obejrzał się za siebie. Przed pojazdami jechał motor, a na nim żołnierz wystawiał do niego rękę. Bez broni. Tirren chwycił się ręki, po czym wylądował na tylnym siedzeniu. Jechali dalej, Geledian zręcznie lawirował między budynkami. Wkrótce oddalili się od pościgu.
- Dzięki za pomoc. Czy Aria.... - Tirren nie zdążył wypowiedzieć pytania. Geledian odpowiedział szybko, doskonale rozumiejąc o co chodzi.
-  Dotarła na swój statek transportowy. Spokojnie, nic jej nie jest. Swoją drogą co was łączy ? Zdaje mi się, czy coś poważnego ? - Tirren wzruszył ramionami. Arię znał od dawna, lubili się. Ale dopiero przez ostatni rok zaczęli się spotykać na gruncie towarzyskim. Jednak niezbyt często, bo on był zaledwie kandydatem na dowodzącego, doradcę, prawą rękę Liviera, a ona głównodowodzącą Najemników - jednej z najpotężniejszych nacji wszechświata. Nie mogli za często się spotykać, chociaż nie było to zabronione - po prostu nie mieli czasu.
- Na razie nic. I nie wiem czy to się zmieni. Gdzie jedziemy ? - Geledian skręcił ponownie w jedną z uliczek.
- Livier kazał nam odbić Lokalizator. I musimy to zrobić. Mamy ponad dziesięć tysięcy żołnierzy.
- I my poprowadzimy atak ? - Tirren uśmiechnął się w duchu. Jednak następne słowa Gelediana zmyliły go. Więcej niż trochę.
- Ja tak. Ale ty nie. Dla ciebie Livier przewidział inne zadanie... - Geledian urwał w pół zdania. Tirren milczał. Wiedział co chciał zrobić Geledian - wrażenie tajemniczości. Tirren o nic nie pytał i Geledian wkrótce kontynuował.
- My zrobimy dywersję. Ty dotrzesz do budynku. Proste ? - W tej chwili było to co najmniej bardzo skomplikowane.
- Bardzo. Ale mam wejść i wyjść czy zrobić coś jeszcze ? - Tirren zapytał kpiarskim tonem. Geledian natomiast odpowiedział dość poważnie.
- Tego nawet ja nie wiem. Dowiemy się na miejscu. W drogę !

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział V ( część I )

Uderzenie. Głębokie dudnięcie połączone z czymś w rodzaju wybuchu. To właśnie obudziło Tirrena. Zaniepokojony wstał i podszedł do okna. Wkrótce usłyszał drugie, trochę cichsze. Wydawało się jakby coś za nim wybuchło. Podszedł jeszcze bliżej szyby... TRACH. Zaraz przed nim pocisk uderzył w dom i rozwalił go na drobne kawałki. Parę odłamków uderzyło w szybę, ale nie zdołało jej rozbić.
- Co do... - Nie zdążył dokończyć, gdy jego komunikator zadzwonił. Obebrał go i usłyszał rozpaczliwe wołanie kobiety.
- Zostaliśmy zaatakowani, wszystkich proszę o natychmiastowy kontakt z dowództwem. Powtarzam, zostaliśmy....  - w tym momencie sygnał się urwał. Tirren szybko ubrał pancerz i wybiegł z pomieszczenia. Na korytarzu zobaczył Gelediena, najwyraźniej też był zaskoczony.
- Tirren, wiesz co  tu się dzieje ? - Tirren szybko odpowiedział i gestem wskazał na drzwi.
- Nie mam pojęcia. Chodź, musimy iść do dowódcy. - Geledien pokiwał głową i wyważając szklane drzwi wybiegł z budynku. W okolicy nie widzieli większych zniszczeń, ale usłyszeli inne wybuchy. Tirren szybko usłyszał kolejny sygnał na komunikatorze, tym razem tym w pancerzu *.
- Słucham ? - Zapytał.
- Tirren, nic wam nie jest ? No dobra, nieważne kierujcie się do działa typu magnum, musimy się im przeciwstawić. Szybko, powiedz też Geledianowi żeby zajął się koordynacją działań na północ od centrum. Będzie mieć tyle sił ile znajdzie.  - Głos należał do Liviera, był wyraźnie zaskoczony i biegł. Słychać było urywany oddech.
- Kto nas zaatakował ? I gdzie jest to działo ?
- Jak to kto ? Kensheil, ci zdrajcy. Taką sobie wybrali nazwę. Działo jest z pół kilometra za tobą, postarajcie się zestrzelić ich jak najwięcej, bez odbioru. -  Tirren zakończył rozmowę, po czym zwrócił się do Gelediana.
- Livier kazał ci zabezpieczyć teren na północ od miasta. Masz te siły które uda ci się znaleźć. Tylko masz to zrobić szybko. Powodzenia. - Geledian skłonił głowę, po czym pobiegła na wskazany teren. Tirrenowi zostało działko typu " Magnum ". To potężne działo, wysokie na prawie czterdzieści metrów, które potrafi zestrzelić nawet największe statki. Był to najlepszy sposób obrony przed oblężeniem kosmicznym. Samo oblężenie nie trwało zazwyczaj więcej niż dwie godziny - po tym czasie przystępowano do desantu jednostek. Tirren popatrzył w okół. Właściwie nie wiedział nawet gdzie się skierować, bo informacja " za tobą " była wysoce niedokładna. Zobaczył jednak działko na wschód od niego i tam się skierował. Po minucie dotarł na miejsce. Wszedł do środka ( pod działkiem był specjalny pokój na amunicję i panel kontrolny ). Pomieszczenie nie było puste, były w nim cztery osoby. Od razu jeden z nich powiedział.
- Tirren ! Strzelałeś kiedyś z tego czegoś ?
- Nie, ale parę razy sterowałem panelem. - Mówiąc to pokazał głową panel. Był to prosty rodzaj tabletu, tylko o średnicy dwudziestu cali. Żołnierz pokiwał głową.
- Dobra ja zajmę się strzałami. Ty mi powiedz gdzie mam to cholerstwo posłać. - Tirren podszedł do panela. Był na nim wyświetlony pewien rodzaj mapy - pokazywał  to co widzi strzelec, łącznie z zaznaczonymi odkrytymi fregatami. Było ich około trzydzieści. Na panelu można było jednak zaznaczać cele i ustawiać lokalizator na cel, co zaokrąglało uderzenie do dwunastu metrów. Można było też łączyć się z innymi działami. W Tyrii były cztery Magnumy. Wszystkie były już aktywne, jeden z nich właśnie wystrzelił.
- Dobra, wszyscy mnie słyszą ? - Pytanie zadał Tirren.
- Magnum jeden, zgłaszam się.
- Magnum trzy zgłaszam się.
- Magnum cztery zgłaszam się. - Tirren pomyślał chwilę. Wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi przejąć dowodzenie.
- Dobra, zaznaczę zaraz pierwszy cel. Oddajcie po trzy strzały, nie możemy pozwolić żeby nas wykryli. -  Wykrycie ustawiało fregatę wroga na działko, przez co wróg mógł oddać strzał na tyle precyzyjny, żeby rozwalić działko. A na to nie mogli sobie pozwolić, zwłaszcza przy pierwszych strzałach. Później można było się pokusić na niszczenie lokalizatorów wroga, ale przy takiej liczebności byłoby to zbyt ryzykowne. Zgodnie z zapowiedzią zaznaczył pozycję pierwszego statku na mapie.
- Macie go ? Dobra, trzy strzały. - Nikt nic nie powiedział, najwyraźniej skupili się na strzale.Wkrótce usłyszał trzy wystrzały.
- Wystarczy, macie inny cel. To ten sam prom, ale strzelamy bardziej na tyły. - Mówiąc to zaznaczył kolejny cel. - Tym razem pięć strzałów. - Zastanowił się co dalej. Strzelanie w ten sam prom mogło zostać zauważone, ale pewnie na początku wróg był dość zdezorientowany i nie zwracał na to uwagi. A w każdym razie nie zauważył, co można było prosto wywnioskować. Strzelcy oddali już trzy strzały. Tirren popatrzył na fregatę - miała uszkodzony generator,  przewód paliwowy i szybę, chociaż nie rozbitą. Teraz jednak bez silnika i z osłabioną szybą powinni się przebić i zniszczyć fregatę.Zaznaczył cel i powiedział do wszystkich.
- Dobra, jedziemy go w szybę. Powinniśmy się przebić, dajcie po dwa strzały. Teraz ! - Zaraz po tym rozległ się pierwszy strzał. Z tego co mógł zobaczyć przez lunetę nie uszkodził szyby. Szlag by to - pomyślał. Jednak nie musiał aż tak się martwić - następna seria przebiła szybę niszcząc cały kokpit i w efekcie rozwalając cały prom. Nic nie ocalało. Nie było jednak czasu na świętowanie, bo ktoś namierzył Magnuma nr. jeden.
- Dobra, szybko na ten statek. - Zaznaczył pozycję na mapie - Namierzyli pierwszego. 
- NAS ? Cholera, ostrzeż jak będą się przebijać. - Natychmiast usłyszał wystrzały, jednak żadne nie trafił w lokalizator fregaty. A ona właśnie oddała strzał, i to w dodatku celny. Nie przebił pancerza, ale jeśli tak dalej będzie strzelał wszyscy z załogi Magnuma zginą.  
- Wytrzymajcie... - Kolejna wymiana pocisków nie była pomyślna dla Tyrii. Nie dość, że nie trafili w lokalizator to jeszcze wróg trafił w magnum pierwszy i namierzył czwarty.
- Jedynki ewakuujcie się. Czwórki, namierzyli was podaję kody. Dajcie dwa strzały.  - Zaznaczył prom który namierzył Magnuma 4. Nie szło za dobrze.  W końcu mogli odetchnąć ulgą. Magnum pierwszy co prawda był już zniszczony, ale ta salwa zniszczyła także lokalizator fregaty atakującej czwórki.
- Czwórki macie farta, zniszczyliśmy lokalizator statku który was atakował. 
- Dzięki. Co teraz ?
- Cholera, dostaliśmy, nie zdążymy si..... - Ten komunikat usłyszeli od trójek. Zostali zniszczeni, i to dość niespodziewanie. Najgorsze było to, że namierzono Magnum w który był Tirren.
- Przerywamy salwy, ewakuować się. Spieprzyliśmy to. Czwórki  oddajcie jeszcze ze dwa strzały i uciekajcie. - Mówiąc to zaczął wybiegać z sali. Za nim poszli strzelec i trzy osoby ładujące amunicje. Usłyszeli jeszcze uderzenie pocisku, po czym otworzyli drzwi na zewnątrz. Wyszli na powierzchnię.
      Ostrzał z działek nie trwał więcej niż około dwadzieścia minut. A jednak po wyjściu Tirren nie mógł uwierzyć, że to to samo miasto.  Cały teren wyglądał jak po przejściu tornada. Praktycznie nie było budynków, po ziemi walały się szczątki murów i piachu. Teren był praktycznie płaski, może z wyjątkiem parunastu budynków, które zostały niejako oszczędzone przez ostrzał. Teren bardziej przypominał gruzowisko niż miast. Tirren popatrzył za siebie na miasto górne. Oczywiście tam nie było jeszcze śladów zniszczeń - nad miastem rozpościerała się potężna bariera elektryczna która niszczyła wszystkie pociski przelatujące nad górnym miastem. W celu wyłączenia bariery trzeba było zniszczyć elektrownie, a ta leżała jak na razie bezpieczna w środku miasta. W każdym razie na razie musieli poszukać schronu, bo oblężenie nadal trwało i fregaty nie przestawały strzelać.
- Chodźcie, musimy znaleźć schron. - Powiedział do towarzyszy. Jeden z nich podszedł do Tirrena i wskazał mu miejsce parę minut drogi od ich położenia.
- Tam jest największy, pomieści nawet tysiąc osób. Zaprowadzę. - Mężczyzna pobiegł truchtem przed nimi. Tirren i reszta ruszyli za nim. Gdy byli niedaleko jeden z pocisków spadł niebezpiecznie blisko grupy.
- Cholera ! - Warknął jeden z żołnierzy. Tirren zwrócił się do mężczyzny.
- Ile jeszcze metrów ? Gdzie ten schron ?
- Tutaj, gdzieś tu jest wejście... -  Mężczyzna gorączkowo próbował znaleźć wejście do schronu. W końcu znalazł - było przykryte sporą warstwą gruzu, ale po krótkim czasie odgarnęli kamienie i otworzyli właz. Był to typowy właz, położony na ziemi. Przypominał wejście do kanałów, ale prowadził do schronu. Szybko weszli do środka. Po drabinie zeszli na głębokość jakichś dwudziestu metrów, ale mogli zobaczyć też to, że grubość tytanu z którego zbudowano schron wynosiła ponad 15 metrów. Lekka przesada, ale budowniczy pewnie nie chcieli ryzykować. Musieli jeszcze przejść ciasnym korytarzem parę metrów, aż weszli do schronu. Zobaczyli też, że nie byli tam pierwsi.W schronie znajdowało się prawie tysiąc osób, był prawie pełny. Na środku schronu siedziało parę osób, jeden z nich tłumaczył coś reszcie i pokazywał coś na leżącej przed nimi mapie. Inny z członków zauważył grupę i oczywiście rozpoznał w niej Tirrena.
- Tirren ! Żyjecie ? Dobra, chodźcie tutaj. - Żołnierz zaprosił ich do siebie. Tirren z grupą podeszli do środka. Jeden z żołnierzy wstał i podał rękę Tirrenowi.
- Jestem Gardnell, dowódca tej drużyny. Domyślam się, że nie udał się wam ostrzał z Magnumów ? - Tirren uścisnął dłoń mężczyzny.
- Niestety, zniszczyliśmy tylko jedną fregatę. - Generał pokiwał głową ze zrozumieniem. Wskazał gestem na miejsce obok niego.
- Siadaj, przyda nam się wasza pomoc. Organizujemy dość prostą zbieraninę żołnierzy którzy będą starali się zniszczyć trochę młotów i transportowców *. Podłożyliśmy już miny w najbardziej prawdopodobnych miejscach desantu, czekamy teraz na Kensheilczyków. Jeśli w ogóle dojdzie do desantu. - Ostatnie zdanie powiedział po krótkiej przerwie. - W każdym razie mamy trochę czasu. Rozgłoście się, my się wszystkim zajmiemy. - Wskazał im wnętrze schronu. Tirren kiwnął głową po czym podszedł do ściany i usiadł. Drużyna siadła po jego lewej stronie.Tirren rozejrzał się po schronie, ale to co ujrzał nie napawało go optymizmem. Żołnierze bali się - widać było, że byli nieprzyzwyczajeni do obrony miasta na taką skalę. Uwagę Tirren szybko przykuła jednak czarnowłosa kobieta z uśmiechem zmierzająca ku niemu. Rozpoznał w niej Arię, przywódczynię Najemników. Była dość wysoka i miała smukły wygląd. Twarz posiadała parę blizn, najwidoczniej zdobyte w walce z piratami. Miała też długie, kruczoczarne włosy co nadawało jej twarzy ładnego wyglądu. Usiadła obok niego i powiedziała.
- Moja flota jest gotowa do pomocy, kapitanie. Oczywiście jak z tego wyjdziemy. - Najemnicy nie słynęli z uległości, i taka też była Aria. Ale nie w stosunku do Tirrena. Znali się już dość długo, chociaż nie było między nimi niczego poważniejszego.
- Piękne dzięki, każda pomoc się przyda. Chyba będziemy musieli uciec, nie wygramy tej obrony. - Aria popatrzyła na niego zaskoczona. Wzruszyła jednak tylko ramionami.
- Może. Co myślisz o tej akcji ? - Tirren nie zastanawiał się długo.
- Dobrze to skoordynowali i rozplanowali. Ale popatrz na żołnierzy - to są strażnicy, nie wojownicy. Boją się walki. Cały czas chronili miasta przed pijaczkami i natrętnymi handlarzami. Nie znają wojny. I na dodatek..... - Przerwało mu głuche i wytłumione uderzenie. Za słabe na pocisk, to było coś innego. Niedługo pojawiło się kolejne, tym razem połączone z serią innych, mniejszych wybuchów.
- Desant ! Wreszcie, formować szyki i do włazów. Tirren, Aria chodźcie tutaj. - Tirren wstał i podszedł do dowódcy. Zrobiła to też Aria. Dowódca wskazał paru ludzi obok niego.
- Ci ludzie to nasi najlepsi specjaliści od broni pancernej. Mają Szerszenie *, postarajcie się ich dobrze wykorzystać. A co najważniejsze - nie dopuście do ich śmierci. Nie chcę wam wydawca rozkazów, ale...
- Rozumiem Gardnell , już wyruszamy.  - Gestem nakazał grupie aby wyszła ze schronu. Tirren razem z Arią pobiegli przed grupą, w końcu mieli ich chronić. Po chwili dotarli do drabinki i wyszli ze schronu.

* Szerszeń - Wyrzutnia rakiet, która pozwalała wystrzelić do 18 małych pocisków zwanych szerszeniami. Nazwę zawdzięczają bardzo szybkiemu przebijaniu pancerzy statków i pojazdów.

* Młot - Mały prom desantowy w kształcie młota, który może zabrać do 11 osób. Z ogromną siłą wbijał się w ziemię uszkadzając wszystko i wszystkich w zasięgu. Transportowiec - prom mogący zabrać do tysiąca osób. W przeciwieństwie do młota na ziemię spadał powoli i nie rozbijał się przy lądowaniu, bo miał silniki.


Jeśli się wam spodobało komentujcie, albo wyślijcie uwagi na adres : lakoma40@gmail.com . Niewiele pracy, a mnie zmotywuje do dalszego pisania ;)
Pozdrawiam czytelników - Tirren


Rozdział IV

Bar zbudowany był prosto jak na willę - zwykłe pomieszczenie, w dodatku niewielkie z dodanym barem i dużą szybą, która zastępowała ścianę. Grała w nim  muzyka, chociaż nikt nie tańczył. W ławkach siedziało natomiast ponad 30 osób. Byli zajęci rozmową, przez co Tirren miał nadzieję, że przejdzie niezauważony. Jego nadzieje pogrzebał jednak jeden z żołnierzy. Na jego widok wstał i wykrzyknął, widać było, że już trochę wypił.
- Nie wierzę ! Tirren ! Siadaj z nami. Kelner piwo dla gościa. - Tirren dał znak kelnerowi, pokręcił głową. Kelner zrozumiał - miał mu nie nalewać. Na potwierdzenie kiwnął głową.
- Niestety muszę odmówić, miałem ciężki dzień. I mam jeszcze spotkanie z Livierem. - Żołnierz pokiwał głową i wrócił do swojego zajęcia. Odezwał się natomiast inny żołnierz, siedzący w większej grupie.
- A właśnie, jak minęło spotkanie ? Słyszeliśmy, że coś się stało, tylko nie mamy pojęcia co. - Tirren zastanowił się chwilkę, po czym usiadł przy stoliku. Wszyscy obecni w barze przysiedli się bliżej, nawet pijaczek, na którego każdy popatrzył niechętnym wzrokiem. Tirren wkrótce zaczął opowiadać.
- Spotkanie  nie do końca przebiegło tak jak powinno. Paruset żołnierzy zakwestionowało rozkazy i metody Merchenta. Chcieli odłączyć się od sojuszu. Ale czy im się udało - nie mam pojęcia.  - Zaskoczenie było widać na odległość.
- Wątpię, żeby ten rozłam się udał. Już nie pierwszy raz coś takiego próbowano. Tirren wzruszył ramionami.
- Tym razem niestety chyba im się uda. Mieli to już zaplanowane, praktycznie w każdym szczególe. Coś takiego ma zniknąć ? - Żołnierz pokiwał głową.
- I tak jest to dziwne. Ale nie wnikam w problemy wewnętrzne. Walka to walka, nie ważne z kim. - Na słowa żołnierza zareagowała siedząca obok kobieta.
- Walka to walka, ale jest ważne z kim walczymy. Bo w tej walce możemy przegrać ! -  Tirren chciał coś powiedzieć, ale musiał opuścić żołnierzy, ponieważ zbliżał się Livier. Tirren wstał i podszedł do generała.
- Generale ? - zapytał.  Livier usiadł i gestem nakazał by Tirren zrobił to samo. Gdy wojownik przysunął stołek i usiadł, generał zaczął mówić.
- Merchent związał sojusz. Przystąpiło do niego ponad dwa tysiące nacji, niektóre się wstrzymały. Większość przywódców odleciała, my też nie zabawimy tutaj zbyt długo. Dureń z tego Merchenta. Nawet nie próbował negocjacji.
- A co z nami ? Jakiś rozkazy ? - Generał rozłożył ramiona.
-  Masz flotę, Geledian też. Próbujcie coś zdziałać. Może wam pomóc jeszcze Aria, przywódczyni najemników. Zgłosiła chęć pomocy razem ze swoją flotą - Jutrzenką. Może ktoś jeszcze do was dołączy. Na razie będziemy walczyć o ustalenie granic, nic więcej nie zdziałamy. Zobaczymy jaka sytuacja rozwinie się później, za paręnaście lat. Na razie żadne spekulacje nie mają sensu. Załatwiłem ci oficerów. Pewnie o tym zapomniałeś. Było ich tylko sześciu, musisz dobrać jeszcze jednego. - Tirren skłonił głowę w geście podziękowania. Generał wkrótce wstał i pożegnał się. Wytłumaczył to obowiązkami. Tirren spojrzał jeszcze chwilę na miasto za nim. Zaczynało się ściemniać. Światła świeciły się tylko w nielicznych domach. W końcu odwrócił się, postanawiając odwiedzić jeszcze Gelediana. Zszedł na dół po schodach, po czym zapukał do jego gabinetu. Nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz, tym razem wołając - Jesteś tam ? - Minęła kolejna chwila i nikt nie otworzył. Wzruszając ramionami Tirren udał się do swojego pokoju. Wziął szybki prysznic i poszedł spać.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział III

Zanim wyszli przez bramę, poczekali aż przejdą wszyscy wychodzący z sali. Mieli czas na krótką rozmowę, którą natychmiast wykorzystali. Zaczął ją Geledian.
- Spodziwałeś się czegoś takiego ? Jeśli Villi się uda nie będzie za ciekawie.   - Tirren zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
- Na pewno. Ale to nie jest sprawa dla nas. . - Urwał na chwilę. - Dobra, poszli sobie. Zobaczmy gdzie przyjdzie nam nocować. - Wziął mapę do ręki po czym rozłożył. Nie była duża, ale wyraźnie był na niej zaznaczony dom ( willa ) niedaleko miejsca obrad. Było to jakieś pięć minut drogi. - To niedaleko, chodźmy. - Tirren schował mapę i skierował się w stronę ich hotelu - do środka miasta. Po drodze minęli parę osób w tym jednego mieszkańca. Na ich widok ukłonił się i przyspieszył, nie chcąc wdawać się w pogawędkę. Reszta spotkanych osób była żołnierzami.
    W końcu dotarli do hotelu. Była to ładna i luksusowa willa, zapewne też droga. Z pewnością była pojemna. Przed nią znajdował się zadbany ogród, z stawem po prawej stronie wejścia. W środku paliło się światło i rozmawiało dużo osób. Jedyne zaludnione miejsce w tym mieście. Ech... - Pomyślał Tirren.
- To tutaj ? - Usłyszał pytanie podążającego za nim stratega.
- Tak, tutaj. Nie ma zapisanych pokoi, może rozpoznają nas jak wejdziemy. - Geledian pokiwał głową i nie czekając udał się do wejścia. Tirren podążył za nim. Strateg dotarł do drzwi i zadzwonił domofonem. Natychmiast usłyszeli ( i zobaczyli - szyba była przezroczysta ) kroki wysokiego mężczyzny. Otworzył drzwi i powiedział z uśmiechem.
- Witam w hotelu. Kim panowie jesteście ? - Odpowiedział mu Geledian, wojownik na razie nie pakował się do rozmowy. 
- Witam, jestem Geledian, a to mój towarzysz - Tirren. Mieliśmy zamówione pokoje, czy się mylę ?
- Tak, tak. Proszę bardzo wejdźcie. Zapraszam ! - Mężczyzna otworzył szeroko drzwi. Geledian wszedł jako pierwszy do środka, Tirren za nim. Wojownik rozejrzał się po pomieszczeniu : był to zwyczajny pokój dla gości. Pomarańczowy kolor ścian, jasne oświetlenie, okrągły pokój. Po bokach znajdowały się korytarze do pokojów i na piętro. Mężczyzna w tym czasie podszedł do recepcji. Poszperał coś w papierach i po chwili zwrócił się do Gelediana.
- To są wasze pokoje - 43  i 44. Klucze są w tych kartach. Życzę miłej nocy. - Strateg wziął karty i poszedł do wskazanych pokoi. Znajdowały się na pierwszym piętrze, więc nie musieli się zbytnio wysilać przy szukaniu. Tirren wszedł do pokoju 44, na koniec powiedział tylko " dobrej nocy " do Gelediana. Gdy wszedł do pokoju od razu położył swoje rzeczy na łóżku. Pokój był duży, chociaż słabo wyposażony. Była tam szafa, komoda, telewizor i komputer. Mało, jak na willę. Naprzeciw łóżka znajdowały się drzwi do łazienki. Jednak na razie Tirrena zajęło coś innego. Musiał jeszcze skontaktować się z jego nową flotą. Wyjął z kieszeni komunikator i ustawiając na łączność floty próbował się połączyć. Parę chwil nic się nie działo, dopiero potem uzyskał łączność.
- Łotry, zgłaszam się. Kto mówi ? - Tirren chciał odpowiedzieć zabawnym tonem. Z doświadczenia wiedział, że to się przydaje w kontaktach z innymi ludźmi. Ale dziś nie miał siły. Nie po tym dość dziwnym wydarzeniu.
- Tirren Bladexorn. Macie pierwszy rozkaz rozkaz ode mnie - Musicie jak najszybciej się tutaj dostać. Zrozumiano ?
- Tak jest, już lecimy. Bez odbioru. - W tym momencie połączenie zostało przerwane. Przerwał je zapewne mężczyzna z którym rozmawiał. Trudno... Westchnął Tirren. Zastanawiał się co teraz zrobić. W drodze do hotelu zauważyli bar, który znajdował się na piętrze. Tylko czy warto tam iść ? W końcu podjął decyzję. Zdjął swój pancerz i ubrał jeansy i koszulę. Potem wyszedł z pokoju zamykając drzwi. Udał się na piętro.