wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział IV

Bar zbudowany był prosto jak na willę - zwykłe pomieszczenie, w dodatku niewielkie z dodanym barem i dużą szybą, która zastępowała ścianę. Grała w nim  muzyka, chociaż nikt nie tańczył. W ławkach siedziało natomiast ponad 30 osób. Byli zajęci rozmową, przez co Tirren miał nadzieję, że przejdzie niezauważony. Jego nadzieje pogrzebał jednak jeden z żołnierzy. Na jego widok wstał i wykrzyknął, widać było, że już trochę wypił.
- Nie wierzę ! Tirren ! Siadaj z nami. Kelner piwo dla gościa. - Tirren dał znak kelnerowi, pokręcił głową. Kelner zrozumiał - miał mu nie nalewać. Na potwierdzenie kiwnął głową.
- Niestety muszę odmówić, miałem ciężki dzień. I mam jeszcze spotkanie z Livierem. - Żołnierz pokiwał głową i wrócił do swojego zajęcia. Odezwał się natomiast inny żołnierz, siedzący w większej grupie.
- A właśnie, jak minęło spotkanie ? Słyszeliśmy, że coś się stało, tylko nie mamy pojęcia co. - Tirren zastanowił się chwilkę, po czym usiadł przy stoliku. Wszyscy obecni w barze przysiedli się bliżej, nawet pijaczek, na którego każdy popatrzył niechętnym wzrokiem. Tirren wkrótce zaczął opowiadać.
- Spotkanie  nie do końca przebiegło tak jak powinno. Paruset żołnierzy zakwestionowało rozkazy i metody Merchenta. Chcieli odłączyć się od sojuszu. Ale czy im się udało - nie mam pojęcia.  - Zaskoczenie było widać na odległość.
- Wątpię, żeby ten rozłam się udał. Już nie pierwszy raz coś takiego próbowano. Tirren wzruszył ramionami.
- Tym razem niestety chyba im się uda. Mieli to już zaplanowane, praktycznie w każdym szczególe. Coś takiego ma zniknąć ? - Żołnierz pokiwał głową.
- I tak jest to dziwne. Ale nie wnikam w problemy wewnętrzne. Walka to walka, nie ważne z kim. - Na słowa żołnierza zareagowała siedząca obok kobieta.
- Walka to walka, ale jest ważne z kim walczymy. Bo w tej walce możemy przegrać ! -  Tirren chciał coś powiedzieć, ale musiał opuścić żołnierzy, ponieważ zbliżał się Livier. Tirren wstał i podszedł do generała.
- Generale ? - zapytał.  Livier usiadł i gestem nakazał by Tirren zrobił to samo. Gdy wojownik przysunął stołek i usiadł, generał zaczął mówić.
- Merchent związał sojusz. Przystąpiło do niego ponad dwa tysiące nacji, niektóre się wstrzymały. Większość przywódców odleciała, my też nie zabawimy tutaj zbyt długo. Dureń z tego Merchenta. Nawet nie próbował negocjacji.
- A co z nami ? Jakiś rozkazy ? - Generał rozłożył ramiona.
-  Masz flotę, Geledian też. Próbujcie coś zdziałać. Może wam pomóc jeszcze Aria, przywódczyni najemników. Zgłosiła chęć pomocy razem ze swoją flotą - Jutrzenką. Może ktoś jeszcze do was dołączy. Na razie będziemy walczyć o ustalenie granic, nic więcej nie zdziałamy. Zobaczymy jaka sytuacja rozwinie się później, za paręnaście lat. Na razie żadne spekulacje nie mają sensu. Załatwiłem ci oficerów. Pewnie o tym zapomniałeś. Było ich tylko sześciu, musisz dobrać jeszcze jednego. - Tirren skłonił głowę w geście podziękowania. Generał wkrótce wstał i pożegnał się. Wytłumaczył to obowiązkami. Tirren spojrzał jeszcze chwilę na miasto za nim. Zaczynało się ściemniać. Światła świeciły się tylko w nielicznych domach. W końcu odwrócił się, postanawiając odwiedzić jeszcze Gelediana. Zszedł na dół po schodach, po czym zapukał do jego gabinetu. Nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz, tym razem wołając - Jesteś tam ? - Minęła kolejna chwila i nikt nie otworzył. Wzruszając ramionami Tirren udał się do swojego pokoju. Wziął szybki prysznic i poszedł spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz