wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział V ( część I )

Uderzenie. Głębokie dudnięcie połączone z czymś w rodzaju wybuchu. To właśnie obudziło Tirrena. Zaniepokojony wstał i podszedł do okna. Wkrótce usłyszał drugie, trochę cichsze. Wydawało się jakby coś za nim wybuchło. Podszedł jeszcze bliżej szyby... TRACH. Zaraz przed nim pocisk uderzył w dom i rozwalił go na drobne kawałki. Parę odłamków uderzyło w szybę, ale nie zdołało jej rozbić.
- Co do... - Nie zdążył dokończyć, gdy jego komunikator zadzwonił. Obebrał go i usłyszał rozpaczliwe wołanie kobiety.
- Zostaliśmy zaatakowani, wszystkich proszę o natychmiastowy kontakt z dowództwem. Powtarzam, zostaliśmy....  - w tym momencie sygnał się urwał. Tirren szybko ubrał pancerz i wybiegł z pomieszczenia. Na korytarzu zobaczył Gelediena, najwyraźniej też był zaskoczony.
- Tirren, wiesz co  tu się dzieje ? - Tirren szybko odpowiedział i gestem wskazał na drzwi.
- Nie mam pojęcia. Chodź, musimy iść do dowódcy. - Geledien pokiwał głową i wyważając szklane drzwi wybiegł z budynku. W okolicy nie widzieli większych zniszczeń, ale usłyszeli inne wybuchy. Tirren szybko usłyszał kolejny sygnał na komunikatorze, tym razem tym w pancerzu *.
- Słucham ? - Zapytał.
- Tirren, nic wam nie jest ? No dobra, nieważne kierujcie się do działa typu magnum, musimy się im przeciwstawić. Szybko, powiedz też Geledianowi żeby zajął się koordynacją działań na północ od centrum. Będzie mieć tyle sił ile znajdzie.  - Głos należał do Liviera, był wyraźnie zaskoczony i biegł. Słychać było urywany oddech.
- Kto nas zaatakował ? I gdzie jest to działo ?
- Jak to kto ? Kensheil, ci zdrajcy. Taką sobie wybrali nazwę. Działo jest z pół kilometra za tobą, postarajcie się zestrzelić ich jak najwięcej, bez odbioru. -  Tirren zakończył rozmowę, po czym zwrócił się do Gelediana.
- Livier kazał ci zabezpieczyć teren na północ od miasta. Masz te siły które uda ci się znaleźć. Tylko masz to zrobić szybko. Powodzenia. - Geledian skłonił głowę, po czym pobiegła na wskazany teren. Tirrenowi zostało działko typu " Magnum ". To potężne działo, wysokie na prawie czterdzieści metrów, które potrafi zestrzelić nawet największe statki. Był to najlepszy sposób obrony przed oblężeniem kosmicznym. Samo oblężenie nie trwało zazwyczaj więcej niż dwie godziny - po tym czasie przystępowano do desantu jednostek. Tirren popatrzył w okół. Właściwie nie wiedział nawet gdzie się skierować, bo informacja " za tobą " była wysoce niedokładna. Zobaczył jednak działko na wschód od niego i tam się skierował. Po minucie dotarł na miejsce. Wszedł do środka ( pod działkiem był specjalny pokój na amunicję i panel kontrolny ). Pomieszczenie nie było puste, były w nim cztery osoby. Od razu jeden z nich powiedział.
- Tirren ! Strzelałeś kiedyś z tego czegoś ?
- Nie, ale parę razy sterowałem panelem. - Mówiąc to pokazał głową panel. Był to prosty rodzaj tabletu, tylko o średnicy dwudziestu cali. Żołnierz pokiwał głową.
- Dobra ja zajmę się strzałami. Ty mi powiedz gdzie mam to cholerstwo posłać. - Tirren podszedł do panela. Był na nim wyświetlony pewien rodzaj mapy - pokazywał  to co widzi strzelec, łącznie z zaznaczonymi odkrytymi fregatami. Było ich około trzydzieści. Na panelu można było jednak zaznaczać cele i ustawiać lokalizator na cel, co zaokrąglało uderzenie do dwunastu metrów. Można było też łączyć się z innymi działami. W Tyrii były cztery Magnumy. Wszystkie były już aktywne, jeden z nich właśnie wystrzelił.
- Dobra, wszyscy mnie słyszą ? - Pytanie zadał Tirren.
- Magnum jeden, zgłaszam się.
- Magnum trzy zgłaszam się.
- Magnum cztery zgłaszam się. - Tirren pomyślał chwilę. Wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi przejąć dowodzenie.
- Dobra, zaznaczę zaraz pierwszy cel. Oddajcie po trzy strzały, nie możemy pozwolić żeby nas wykryli. -  Wykrycie ustawiało fregatę wroga na działko, przez co wróg mógł oddać strzał na tyle precyzyjny, żeby rozwalić działko. A na to nie mogli sobie pozwolić, zwłaszcza przy pierwszych strzałach. Później można było się pokusić na niszczenie lokalizatorów wroga, ale przy takiej liczebności byłoby to zbyt ryzykowne. Zgodnie z zapowiedzią zaznaczył pozycję pierwszego statku na mapie.
- Macie go ? Dobra, trzy strzały. - Nikt nic nie powiedział, najwyraźniej skupili się na strzale.Wkrótce usłyszał trzy wystrzały.
- Wystarczy, macie inny cel. To ten sam prom, ale strzelamy bardziej na tyły. - Mówiąc to zaznaczył kolejny cel. - Tym razem pięć strzałów. - Zastanowił się co dalej. Strzelanie w ten sam prom mogło zostać zauważone, ale pewnie na początku wróg był dość zdezorientowany i nie zwracał na to uwagi. A w każdym razie nie zauważył, co można było prosto wywnioskować. Strzelcy oddali już trzy strzały. Tirren popatrzył na fregatę - miała uszkodzony generator,  przewód paliwowy i szybę, chociaż nie rozbitą. Teraz jednak bez silnika i z osłabioną szybą powinni się przebić i zniszczyć fregatę.Zaznaczył cel i powiedział do wszystkich.
- Dobra, jedziemy go w szybę. Powinniśmy się przebić, dajcie po dwa strzały. Teraz ! - Zaraz po tym rozległ się pierwszy strzał. Z tego co mógł zobaczyć przez lunetę nie uszkodził szyby. Szlag by to - pomyślał. Jednak nie musiał aż tak się martwić - następna seria przebiła szybę niszcząc cały kokpit i w efekcie rozwalając cały prom. Nic nie ocalało. Nie było jednak czasu na świętowanie, bo ktoś namierzył Magnuma nr. jeden.
- Dobra, szybko na ten statek. - Zaznaczył pozycję na mapie - Namierzyli pierwszego. 
- NAS ? Cholera, ostrzeż jak będą się przebijać. - Natychmiast usłyszał wystrzały, jednak żadne nie trafił w lokalizator fregaty. A ona właśnie oddała strzał, i to w dodatku celny. Nie przebił pancerza, ale jeśli tak dalej będzie strzelał wszyscy z załogi Magnuma zginą.  
- Wytrzymajcie... - Kolejna wymiana pocisków nie była pomyślna dla Tyrii. Nie dość, że nie trafili w lokalizator to jeszcze wróg trafił w magnum pierwszy i namierzył czwarty.
- Jedynki ewakuujcie się. Czwórki, namierzyli was podaję kody. Dajcie dwa strzały.  - Zaznaczył prom który namierzył Magnuma 4. Nie szło za dobrze.  W końcu mogli odetchnąć ulgą. Magnum pierwszy co prawda był już zniszczony, ale ta salwa zniszczyła także lokalizator fregaty atakującej czwórki.
- Czwórki macie farta, zniszczyliśmy lokalizator statku który was atakował. 
- Dzięki. Co teraz ?
- Cholera, dostaliśmy, nie zdążymy si..... - Ten komunikat usłyszeli od trójek. Zostali zniszczeni, i to dość niespodziewanie. Najgorsze było to, że namierzono Magnum w który był Tirren.
- Przerywamy salwy, ewakuować się. Spieprzyliśmy to. Czwórki  oddajcie jeszcze ze dwa strzały i uciekajcie. - Mówiąc to zaczął wybiegać z sali. Za nim poszli strzelec i trzy osoby ładujące amunicje. Usłyszeli jeszcze uderzenie pocisku, po czym otworzyli drzwi na zewnątrz. Wyszli na powierzchnię.
      Ostrzał z działek nie trwał więcej niż około dwadzieścia minut. A jednak po wyjściu Tirren nie mógł uwierzyć, że to to samo miasto.  Cały teren wyglądał jak po przejściu tornada. Praktycznie nie było budynków, po ziemi walały się szczątki murów i piachu. Teren był praktycznie płaski, może z wyjątkiem parunastu budynków, które zostały niejako oszczędzone przez ostrzał. Teren bardziej przypominał gruzowisko niż miast. Tirren popatrzył za siebie na miasto górne. Oczywiście tam nie było jeszcze śladów zniszczeń - nad miastem rozpościerała się potężna bariera elektryczna która niszczyła wszystkie pociski przelatujące nad górnym miastem. W celu wyłączenia bariery trzeba było zniszczyć elektrownie, a ta leżała jak na razie bezpieczna w środku miasta. W każdym razie na razie musieli poszukać schronu, bo oblężenie nadal trwało i fregaty nie przestawały strzelać.
- Chodźcie, musimy znaleźć schron. - Powiedział do towarzyszy. Jeden z nich podszedł do Tirrena i wskazał mu miejsce parę minut drogi od ich położenia.
- Tam jest największy, pomieści nawet tysiąc osób. Zaprowadzę. - Mężczyzna pobiegł truchtem przed nimi. Tirren i reszta ruszyli za nim. Gdy byli niedaleko jeden z pocisków spadł niebezpiecznie blisko grupy.
- Cholera ! - Warknął jeden z żołnierzy. Tirren zwrócił się do mężczyzny.
- Ile jeszcze metrów ? Gdzie ten schron ?
- Tutaj, gdzieś tu jest wejście... -  Mężczyzna gorączkowo próbował znaleźć wejście do schronu. W końcu znalazł - było przykryte sporą warstwą gruzu, ale po krótkim czasie odgarnęli kamienie i otworzyli właz. Był to typowy właz, położony na ziemi. Przypominał wejście do kanałów, ale prowadził do schronu. Szybko weszli do środka. Po drabinie zeszli na głębokość jakichś dwudziestu metrów, ale mogli zobaczyć też to, że grubość tytanu z którego zbudowano schron wynosiła ponad 15 metrów. Lekka przesada, ale budowniczy pewnie nie chcieli ryzykować. Musieli jeszcze przejść ciasnym korytarzem parę metrów, aż weszli do schronu. Zobaczyli też, że nie byli tam pierwsi.W schronie znajdowało się prawie tysiąc osób, był prawie pełny. Na środku schronu siedziało parę osób, jeden z nich tłumaczył coś reszcie i pokazywał coś na leżącej przed nimi mapie. Inny z członków zauważył grupę i oczywiście rozpoznał w niej Tirrena.
- Tirren ! Żyjecie ? Dobra, chodźcie tutaj. - Żołnierz zaprosił ich do siebie. Tirren z grupą podeszli do środka. Jeden z żołnierzy wstał i podał rękę Tirrenowi.
- Jestem Gardnell, dowódca tej drużyny. Domyślam się, że nie udał się wam ostrzał z Magnumów ? - Tirren uścisnął dłoń mężczyzny.
- Niestety, zniszczyliśmy tylko jedną fregatę. - Generał pokiwał głową ze zrozumieniem. Wskazał gestem na miejsce obok niego.
- Siadaj, przyda nam się wasza pomoc. Organizujemy dość prostą zbieraninę żołnierzy którzy będą starali się zniszczyć trochę młotów i transportowców *. Podłożyliśmy już miny w najbardziej prawdopodobnych miejscach desantu, czekamy teraz na Kensheilczyków. Jeśli w ogóle dojdzie do desantu. - Ostatnie zdanie powiedział po krótkiej przerwie. - W każdym razie mamy trochę czasu. Rozgłoście się, my się wszystkim zajmiemy. - Wskazał im wnętrze schronu. Tirren kiwnął głową po czym podszedł do ściany i usiadł. Drużyna siadła po jego lewej stronie.Tirren rozejrzał się po schronie, ale to co ujrzał nie napawało go optymizmem. Żołnierze bali się - widać było, że byli nieprzyzwyczajeni do obrony miasta na taką skalę. Uwagę Tirren szybko przykuła jednak czarnowłosa kobieta z uśmiechem zmierzająca ku niemu. Rozpoznał w niej Arię, przywódczynię Najemników. Była dość wysoka i miała smukły wygląd. Twarz posiadała parę blizn, najwidoczniej zdobyte w walce z piratami. Miała też długie, kruczoczarne włosy co nadawało jej twarzy ładnego wyglądu. Usiadła obok niego i powiedziała.
- Moja flota jest gotowa do pomocy, kapitanie. Oczywiście jak z tego wyjdziemy. - Najemnicy nie słynęli z uległości, i taka też była Aria. Ale nie w stosunku do Tirrena. Znali się już dość długo, chociaż nie było między nimi niczego poważniejszego.
- Piękne dzięki, każda pomoc się przyda. Chyba będziemy musieli uciec, nie wygramy tej obrony. - Aria popatrzyła na niego zaskoczona. Wzruszyła jednak tylko ramionami.
- Może. Co myślisz o tej akcji ? - Tirren nie zastanawiał się długo.
- Dobrze to skoordynowali i rozplanowali. Ale popatrz na żołnierzy - to są strażnicy, nie wojownicy. Boją się walki. Cały czas chronili miasta przed pijaczkami i natrętnymi handlarzami. Nie znają wojny. I na dodatek..... - Przerwało mu głuche i wytłumione uderzenie. Za słabe na pocisk, to było coś innego. Niedługo pojawiło się kolejne, tym razem połączone z serią innych, mniejszych wybuchów.
- Desant ! Wreszcie, formować szyki i do włazów. Tirren, Aria chodźcie tutaj. - Tirren wstał i podszedł do dowódcy. Zrobiła to też Aria. Dowódca wskazał paru ludzi obok niego.
- Ci ludzie to nasi najlepsi specjaliści od broni pancernej. Mają Szerszenie *, postarajcie się ich dobrze wykorzystać. A co najważniejsze - nie dopuście do ich śmierci. Nie chcę wam wydawca rozkazów, ale...
- Rozumiem Gardnell , już wyruszamy.  - Gestem nakazał grupie aby wyszła ze schronu. Tirren razem z Arią pobiegli przed grupą, w końcu mieli ich chronić. Po chwili dotarli do drabinki i wyszli ze schronu.

* Szerszeń - Wyrzutnia rakiet, która pozwalała wystrzelić do 18 małych pocisków zwanych szerszeniami. Nazwę zawdzięczają bardzo szybkiemu przebijaniu pancerzy statków i pojazdów.

* Młot - Mały prom desantowy w kształcie młota, który może zabrać do 11 osób. Z ogromną siłą wbijał się w ziemię uszkadzając wszystko i wszystkich w zasięgu. Transportowiec - prom mogący zabrać do tysiąca osób. W przeciwieństwie do młota na ziemię spadał powoli i nie rozbijał się przy lądowaniu, bo miał silniki.


Jeśli się wam spodobało komentujcie, albo wyślijcie uwagi na adres : lakoma40@gmail.com . Niewiele pracy, a mnie zmotywuje do dalszego pisania ;)
Pozdrawiam czytelników - Tirren


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz