poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział V ( część II )

Tirren wyszedł na zewnątrz jako pierwszy. Od razu zauważył grupę mężczyzn na lewo od niego. Wszyscy nosili barwy Kensheilczyków. Wyjął miecz zza pleców i pobiegł w ich stronę wnosząc krótki okrzyk.
Pierwszy z Kensheilczyków zauważył go i zaczął strzelać z karabinu. Pozostali wyjęli miecze i ruszyli do ataku. Pociski strzelca odbiły się od pancerza nie robiąc Tirrenowi żadnej krzywdy.  Wkrótce Tirren dosięgnął pierwszego z nich. Zadał mu krótkie pchnięcie w brzuch które przeciwnik natychmiast odparował. Tirren nie przerywając ciosu dosięgnął wkrótce drugiego z wojowników. Ten nie zdążył się obronić - umarł na miejscu. Tirren szybko sparował jeszcze dwa pchnięcia i przebijając ich obronę potężnym cięciem zabił kolejnego z Kensheilczyków. Jeden z nich zaatakował cięciem w ramię Tirrena, który szybko sparował cios i wyprowadził kontratak. Schylił się przed ciosem innego żołnierza i zaatakował swojego pierwszego przeciwnika w brzuch. Cios dosięgnął celu. Kolejnego Kensheilczyka uderzył w głowę rękojeścią - zdołał go jednak tylko ogłuszyć. Tirren cofnął się o parę kroków, aż do ataku włączyła się Aria. Razem szybko uwinęli się z całą resztą jedenastki. Obejrzał się za siebie - wszyscy specjaliści byli na zewnątrz schronu.
- Dobra, musimy gdzieś się ukryć i poczekać na transportowce. Spróbujmy tam - powiedział Tirren wskazując na pozostałości jakiegoś domu niedaleko włazu. Był na tyle duży, aby pomieścić całą ich trzynastkę. Weszli do budynku i rozłożyli sprzęt. Pozostawało tylko czekać na transportery wroga.
- Wiecie co robić ? -  Mężczyźni pokiwali zgodnie głowami. Każdy z nich miał przy sobie wyrzutnię Szerszeni, które zaczęli rozkładać. Po chwili gotowych było 10 wyrzutni. Teraz musieli czekać na jakiś transportowiec.
- Specjaliści, jesteście na pozycji ? - Tirren rozpoznał głos Gardnella.
- Tak, czekamy na wroga. Macie łączność systemową ? Przyda się w takiej małej grupie. - Za pomocą łączności systemowej można było sprawdzić między innymi pozycje sojuszników, oraz oznaczać przeciwników jako cele. Widział je każdy z członków oddziału który włączył system.
- Tak, mamy. Powodzenia Tirren. Później dam kordy miejsca zbiórki. Bez odbioru. - Komendant zakończył połączenie. Tirren i reszta cały czas wpatrywali się w niebo. Nie minęła minuta, zanim wypatrzyli jeden z transportowców. Tirren obejrzał się na członków oddziału. Nie musiał nic mówić, zaczęli już celować. Tirren mógł tylko patrzeć na ich przygotowania i miejsca trafień. Widać było, że wszystko przygotowali już wcześniej, bo rozmieszczenie pocisków nie było przypadkowe. Cztery padły na tył statku, mniej więcej obok zbiornika paliwa, cztery na kabinę pilota , a pozostałe trzy na środek promu - w miejsce gdzie przewożono piechotę. Prom wkrótce odpadł na pułap mniej więcej pięćdziesięciu metrów. Następnie na trzydzieści. Dwadzieścia. Dziesięć... W końcu rozległy się strzały. Ponad Dwieście pocisków ruszyło w stronę promu. Zniszczenia były ogromne - uszkodzono kadłub, kabinę pilota i bak - to ostatnie zniszczyło też w reakcji łańcuchowej silniki. Prom opadł bezwładnie na ziemię. Większość żołnierzy przeżyła, ale specjaliści zdążyli wystrzelić już drugą serię pocisków który ostatecznie wykończyła żołnierzy. Zostało ich już tylko paru, ale Tirren i Aria szybko się z nimi uporali. Specjaliści pomogli im, choć nie mieli dobrej broni - byli uzbrojeni w pistolety i sztylety, ale tym ostatnim zapewne nie umieli się posługiwać.
- Dobra robota ! Brawo chłopaki. - Powiedział to Gardnell, zapewne widział całe zajście. - Ale mamy teraz prawdziwe kłopoty. Domyślam się, że nie macie już amunicji, prawda ? - Tirren spojrzał na specjalistów, a oni pokręcili głowami.
- To były ostatki. - Tirren usłyszał westchnienie kapitana.
- Szkoda, bo będziemy mieć towarzystwo. Następny transportowiec, podaję kordy. Musimy się ukryć za osłonami i wystrzelać tych desantowców. Mamy przewagę terenu i nieznaczną liczebności, chociaż to ostatnie to tylko dwadzieścia osób. A teraz komunikat do wszystkich... Podaję miejsce zbiórki, widzimy się tam za dwie minuty. Bez odbioru. -Tirren popatrzył na miejsce które wskazał kapitan. Widać było, że pomyślał zanim wybrał miejsce. Mieli tam dość dużo możliwości obrony, co dawało im niejaką przwagę w starciu z transportowcem.
- Idziemy ! - Na komendę Tirrena wszyscy ruszyli we wskazane miejsce. Transportowiec było już widać z góry. Na ziemię dotrze pewnie z zapowiedzią kapitana - za dwie minuty. Tirren spojrzał na miejsce zbiórki - było już dość niedaleko i nie warto było iść dalej. A przynajmniej można było się ukryć, bo to miejsce obfitowało w osłony i murki.
- Dobra, szukajcie tutaj osłon. - Żołnierze z jego grupy rozmieścili się w promieniu gdzieś piętnastu metrów. Nie byli zresztą już sami, bo dotarły do nich dwie inne trzynastki. Po krótkim spojrzeniu po polu walki, można było wywnioskować, że wszyscy byli już na polu bitwy - było już prawie całkowicie wypełnione przez kompanię Gardnella. Tirren był zaskoczony, bo nie wiedział że ponad tysiąc osób może się tak dobrze ukryć. Nikt się nie wychylał, chociaż nie wiadomo było czy spowodował to strach, czy wola walki. Transportowiec opadł na ziemię. Wrak się jeszcze nie otwierał, ale musiał to zrobić dość niedługo. Nie mogli siedzieć tam w nieskończoność.
- Uwaga ! Znacie zasady, jak tylko wrak się otworzy - strzelać ! - To polecenie wydał Gardnell. Chciał pewnie dodać ducha walki żołnierzom, ale nie za bardzo mu się to udało. Cóż, przynajmniej przypomniał żołnierzom co mają robić, a to już zawsze coś.Jednak żołnierze się bali, a tego nie można przełamać prostym komentarzem. Miał już wygłosić jakąś przemowę, dodać żołnierzom odwagi, ale wrak transportowca otworzył się. Żołnierze w środku szybko wyciągnęli broń chcąc zaatakować. Tirren musiał pospieszyć pułk.
- Teraz ! Rozwalcie to cholerstwo. - Żołnierze natychmiast zaczęli strzelać. Kapitan nic nie powiedział. Może to lepiej ? - Pomyślał. Kapitan pewnie wygłosiłby krótką i  niezbyt zachęcającą przemowę. Do tego trzeba było trochę luźnego podejścia. Jednak dopiero po chwili Tirren wziął pod uwagę inne wyjście. Kapitan mógł się bać. On też był żołnierzem, i służył w obronie. Atak nie był dla niego normalnością, bronił tylko miasta przed pijaczkami i czasem piratami. Ale nigdy nie był na przegranej pozycji, tak jak tu. Tirren usłyszał strzały  nad głową. Dotąd siedział a osłoną, oddał tylko kilka strzałów. Walka na odległość pistoletem nie była mądrym pomysłem. Aria popatrzyła się szybko na niego. Skinęła głową w stronę transportowca. Potrząsnął głową i ułożył ręce w znak " czas  ". Aria zrozumiała - mieli zaczekać. Ostrzał ciągle był za duży, ale na szczęście wygrywali. Desantowcy w końcu schronili się w środku i przerwali ostrzał. Tirren wskazał Arii statek.
- Teraz ! - Przełączył się na kanał ogólny - Idziemy do statku, nie atakujcie nas. W miarę możliwości... - Ostatnie zdanie wypowiedział prawie pomrukiem. Chciał trochę pocieszyć żołnierzy, a wiedział, że takie żarciki mogą podnieść na duchu. Spojrzał na Arię - wybiegła już na spotkanie żołnierzy. Wyskoczył z okopu i pobiegł za nią. Nie napotkali większych problemów - parę razy dostali w nogi lub brzuch, ale wszystkie pociski się odbiły od pancerza. Aria dotarła pierwsza na statek. Wbiła się klinem w napastników nie zważając na ich atak. I nie miała po co, bo nie dość, że atakowali tak nieudolnie, że Tirren miał ochotę się zaśmiać to jeszcze grupka wojowników odłączyła się od Gardnella i pobiegła pomóc Tirrenowi. Zresztą niepotrzebnie, bo wojownik wbił się właśnie w grupę. Rozpoczął od cięcia z naskoku, od którego zginął jeden ze strzelców. Reszta dyskretnie się cofnęła. Tirren jako drugi cios założył potężną fintę znad głowy. Rozpłatał jeden hełmów po czym nie przerywając cięcia przekręcił rękę i z wyskokiem szermierczym przeciął na pół brzuch kolejnego napastnika. Aria cały czas walcząc wróciła do niego.  Nie była ranna, przynajmniej tego nie widział. Na statku nie zostało wiele osób - zwłaszcza, że dotarła już tutaj grupa wojowników. W końcu skończyli walkę. Wznieśli zwycięskie okrzyki, ale przerwał im ostry głos Gardnella.
- Nie śmiać się ! Zbliża się drugi statek, formować szyki ! Opadł już na ziemię, szybko ! - Tirren spojrzał na żołnierzy. Niektórzy wpadli w panikę, do innych nie dotarł komunikat. Tylko parę osób poszło formować szyki. I tak będą walczyć, rozbici i zdezorientowani. Patrząc na zdyscyplinowany transportowiec, żołnierze pułku wyglądali fatalnie.
   A mówiąc prościej - żałośnie.

      Tirren słyszał okrzyki ponaglające żołnierzy do sformowania sprawnego szyku. Jednak nawet gdyby jakimś cudem to zrobili i tak byłoby za późno. Transportowiec już się zmobilizował i wypuszczając cały tysiąc żołnierzy na otwarte pole rozpoczął ostrzał. Od pierwszych strzałów zginęło parę osób. Tirren i Aria ukryli się za okopem, ale widzieli co się działo przed nimi. I nie był to przyjemny ani pokrzepiający widok. Ocaleli jedynie ci którzy znaleźli wytrzymałe osłony i nie dostali kulką w łeb przy kryciu się. Było ich zaledwie pół tysiąca. Ukryli się jak spłoszone gołębie bez szans na ratunek.
- Wytrzymać ! Jak przerwą ostrzał zasypcie ich gradem naszych pocisków. Pokażcie swoją odwagę. Teraz ! - Głośny głos Gardnella zmusił żołnierzy do wyłonienia się znad osłon. Zrobili to w czasie gdy większość desantowców przeładowywało broń, ale i tak kompania Gardnella straciła prawie dwudziestu kolejnych żołnierzy. A zabili tylko paru Kensheilczyków. I znowu, gdy desantowcy wznowili ostrzał poległo kolejnych trzydziestu. I ponownie - tym razem dziesięciu. Tirren zaklął.
- Gardnell odwołaj to. Musimy uciekać. 
- Gdzie ? - Gardnell cicho westchnął. Oddał kilka strzało i zwrócił się do Tirrena - Nie mamy gdzie uciekać. Jak tylko ruszymy się zza osłon wytępią nas. Ale ty i... - Kolejny raz urwał, tym razem oddał więcej niż kilka strzałów. Wkrótce powrócił zza okop i kontynuował - Ty i Aria możecie zanieść meldunek Livierowi. Powiedzieć, że to jest stracone. Zresztą jesteś wyższy stopniem ode mnie, wiesz co robić. Uciekajcie, my zapewnimy wam... - W tym momencie przerwał, bo desantowcy ruszyli do ataku wręcz. Porzucili ostrzał, bo i tak by wygrali. Tylko tym sposobem trochę szybciej. Aria podbiegła do niego skulona i wskazała mu miasto znajdujące się za nimi.
- Chodź ! Mamy szansę, nie zmarnujmy jej. - Tirren skinął głową i pobiegł w stronę miasta. Za nimi pobiegło jeszcze trzech żołnierzy od Gardnella. Tirren nie miał im tego za złe - im więcej żywych tym lepiej. To był wojna, nie obrona i to właśnie tego faktu nie umiał zaakceptować garnizon. Byli przyzwyczajeni do wygranej. Za bardzo. Nad głowami grupy przeleciał myśliwiec, a za nimi wbiło się parę młotów. Nie wyglądało to najlepiej - nie mogli sobie poradzić z piechotą, a co dopiero z myśliwcem.
- Rozdzielmy się ! Każdy w swoją stronę. Powodzenia życzę. - Głos Arii rozwiał wszelkie wątpliwości. Tirren rzucił się w jedną z odnóg, Aria pobiegła w przeciwnym kierunku. Żołnierze z kompanii Gardnella byli już pewnie martwi. Tirren biegł najszybciej jak umiał. Słyszał jednak nie tylko piechotę, ale też pojazdy i myśliwiec. Szybko wskoczył w wąską uliczkę. Wyłączało to z gry myśliwiec, ale pojazd i piechota mogli go zaskoczyć. Zwłaszcza, że wyszedł już na główną ulicę. Jeden z żołnierzy pobiegł skrótem i dogonił go. Zadał szybkie cięcie z góry. Tirren tylko ustąpił mu drogi i wyciągając sztylet wbił mu go pod żebra. Słyszał koła pojazdów i piechotę, więc pobiegł dalej. Wyważając drzwi wpadł do pustego domu. Był to blok, który ciągnął się przez prawie kilometr. Od razy wszedł na górę i przechodząc ostatnim piętrem biegł korytarzami. Ścigała go teraz tylko piechota. Biegł dalej, przedzierając się przez drzwi od następnych korytarzy. Nie zdążył przebiec nawet dwustu metrów, kiedy dopadł go myśliwiec. Strzelił z karabinu maszynowego pociskami z wyjątkowo twardego i naelektryzowanego surowca. Tirren Wpadł do jednego z pokoi i wyciągając miecz zaczaił się na piechotę. Pierwszy żołnierz wszedł do pokoju rozglądając się na boki. Nie miał szans zasłonić się przed pchnięciem Tirrena, opadł martwy na ziemię. Drugi wskoczył z przewrotem, zapewne nie chciał szybko zginąć. Tirren kopnął go w twarz pozbawiając przytomności. Zostało jeszcze trzech. Reszta desantowców została pewnie na zewnątrz budynku chcąc zagrodzić mu wyjście. Tirren rzucił się ku wyjściu zaskakując zgromadzonych tam żołnierzy. Pierwszego dopadł pchnięciem miecza, zasłonił się też jego ciałem przed spadającymi dwoma fintami od dwójki wojowników. Wyjął nóż z kabury zabitego i wbił się z półobrotem w przeciwników. Odbił pierwsze cięcie nożem, po czym wbił miecz w gardło przeciwnika jednocześnie atakując wolnym już nożem drugiego z napastników. Oboje zginęli. Tirren nie marnował czasu na podziwianie rzezi tylko uciekał dalej. Zszedł na dół i wyszedł z drugiej strony bloku. Na ulicy zauważyła go piechota i pojazdy, myśliwca nie było widać. Nie miał już szans na ucieczkę, ale mimo to próbował. Uciekał najszybciej jak mógł. Cały czas w tym samym tempie. Widział, że pojazdy już go doganiają, ale nie poddawał się. Nie chciał...
- Tirren, za tobą do cholery ! - Tirren rozpoznał głos Gelediana. Obejrzał się za siebie. Przed pojazdami jechał motor, a na nim żołnierz wystawiał do niego rękę. Bez broni. Tirren chwycił się ręki, po czym wylądował na tylnym siedzeniu. Jechali dalej, Geledian zręcznie lawirował między budynkami. Wkrótce oddalili się od pościgu.
- Dzięki za pomoc. Czy Aria.... - Tirren nie zdążył wypowiedzieć pytania. Geledian odpowiedział szybko, doskonale rozumiejąc o co chodzi.
-  Dotarła na swój statek transportowy. Spokojnie, nic jej nie jest. Swoją drogą co was łączy ? Zdaje mi się, czy coś poważnego ? - Tirren wzruszył ramionami. Arię znał od dawna, lubili się. Ale dopiero przez ostatni rok zaczęli się spotykać na gruncie towarzyskim. Jednak niezbyt często, bo on był zaledwie kandydatem na dowodzącego, doradcę, prawą rękę Liviera, a ona głównodowodzącą Najemników - jednej z najpotężniejszych nacji wszechświata. Nie mogli za często się spotykać, chociaż nie było to zabronione - po prostu nie mieli czasu.
- Na razie nic. I nie wiem czy to się zmieni. Gdzie jedziemy ? - Geledian skręcił ponownie w jedną z uliczek.
- Livier kazał nam odbić Lokalizator. I musimy to zrobić. Mamy ponad dziesięć tysięcy żołnierzy.
- I my poprowadzimy atak ? - Tirren uśmiechnął się w duchu. Jednak następne słowa Gelediana zmyliły go. Więcej niż trochę.
- Ja tak. Ale ty nie. Dla ciebie Livier przewidział inne zadanie... - Geledian urwał w pół zdania. Tirren milczał. Wiedział co chciał zrobić Geledian - wrażenie tajemniczości. Tirren o nic nie pytał i Geledian wkrótce kontynuował.
- My zrobimy dywersję. Ty dotrzesz do budynku. Proste ? - W tej chwili było to co najmniej bardzo skomplikowane.
- Bardzo. Ale mam wejść i wyjść czy zrobić coś jeszcze ? - Tirren zapytał kpiarskim tonem. Geledian natomiast odpowiedział dość poważnie.
- Tego nawet ja nie wiem. Dowiemy się na miejscu. W drogę !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz