wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział VI ( część II )

Aria zaklęła. I to nie pierwszy raz. Od kiedy wróciła na fregatę nic nie układało się po ich myśli. Mieli wsparcie jeszcze innej floty, ale była za  mała, żeby chociaż próbować starcia z Kensheilczykami. A teraz jeszcze te posiłki... Od strony północy nadciągała co najmniej setka fregat. Tyria nie mogła sobie poradzić z obecnymi dwiema setkami, a o trzech lepiej nawet nie wspominać. Miasto - razem z flotą Arii - wystawiło niecałe trzydzieści statków. Nie mieli szans w starciu. Przed chwilą Merchent wydał rozkaz ewakuacji, licząc że to uchroni mieszkańców przed stratami. Ale w tej chwili Aria nie wiedziała czy dadzą radę zapewnić bezpieczeństwo choćby jednemu promowi, a co dopiero całym setkom. Zbliżała się do stanu załamania nerwowego.Uratował ją sygnał z komunikatora.
- Pani kapitan ! Te statki - to nasi ! - Głos był młody, należał pewnie do sierżanta Strilleja. Był taktykiem, odpowiadał za walki w przestrzeni kosmicznej. Aria szybkim krokiem ruszyła na mostek.
- Połącz. 

***



 Krótkie cięcie zakończyło to starcie. Tirren nie liczył które to było z kolei. Miał proste zadanie : oczyścić miejsce lądowania, i to właśnie robił. Już od długiego czasu razem z Geledianem i ich oddziałem oczyszczali tymczasowe lądowiska dla swoich ludzi. Odkąd Livier ogłosił stan ewakuacji oczyścili już trzy taki miejsca. To było czwarte. Właśnie kończyli swoją pracę. Zostało już tylko paru przeciwników, którzy po prostu uciekli. Nikt z oddziału ich nie ścigał. Geledian wyznaczył parunastu ludzi którzy mieli zostać i pilnować lądowiska. Po chwili podszedł do Tirrena. 
- Jeszcze jedno takie miejsce i sami musimy pomyśleć o jakimś transporcie. - Tirren pokiwał głową. Obtarł miecz o najbliższego przeciwnika. Geledian kontynuował. - Myślałem, żeby zrobić jeszcze plac płaczu, a potem przenieść się szybko do dawniejszego targowiska. - Urwał czekając na reakcję towarzysza. Tirren ponownie pokiwał głową.  - Mam rozumiesz, że się zgadzasz ? - Tym razem Tirren nie zamierzał przemilczeć.
- Tak. Mam tylko nadzieję, że rozumiesz ilu tam jest Kenów ? - Tym razem Geledian pokiwał głową. Tirren nie mógł zobaczyć jego twarzy, bo była skryta pod hełmem, ale mógł przysiąc że strateg się uśmiecha. - Taktyka ta sama co zawsze. - dodał mrukliwym tonem. Towarzysz kiwnął głową. Tirren westchnął po czym wziął swoją część oddziału i pobiegł na północ. Strateg zrobił to samo, tylko pobiegł na północny zachód. Ich taktyka była prosta - jeden oddział wybawiał Kenscheilczyków, a drugi atakował mniej więcej od drugiej strony. Tirren wkrótce dotarł na miejsce spotkania. Tym razem atakować miał Geledian. na placu było co najwyżej siedemdziesięciu ludzi. Żaden problem dla dwóch grup liczących po sześćdziesiąt osób. Tirren spojrzał jeszcze raz na plac. Po środku stała prawie nienaruszona fontanna, a plac był pusty. Pozostawała otwarta szarża na pole przeciwnika. Taką taktykę zastosował Geledian. Przeciwnicy dostrzegli ich i popędzili na spotkanie z nimi. Gdy byli w połowie drogi Tirren dał znak swoim ludziom. Wyszli z ukrycia i pospieszyli z pomocą. Gdy znajdowali się około dwustu metrów od zorientowali się, że coś jest nie tak. Miało być łatwo, a tymczasem Kenscheilczycy praktycznie rozbili oddział stratega. 
- Szybciej ! - Tirren pospieszył swoich żołnierzy, samemu wysuwając się trochę do przodu. Tirren zauważył jeszcze jeden nieciekawy widok. Geledian walczył z widocznie lepszym od siebie przeciwnikiem. Ale żaden problem, jak tam dotrą oswobodzą ich z łatwością. Jednak ta nadzieja zniknęła już po chwili. Tirren miał tylko trzy kroki od walczących. O trzy za dużo. Klinga walczącego z Geledianem wojownika rozcięła mu szyję i przeszyła obszar lewego płuca zagłębiając się w nim do ponad połowy długości klingi. 
- Nieee ! - Tirren w trzech susach doskoczył do napastnika i przepołowił go na pół zaraz pod płucami. Nie patrząc na niego stanął nad ciałem Gelediana. Przybliżyło się do niego trzech innych napastników, ale szybko zajął się nimi oddział Tirrena. Wojownik pochylił się nad Strategiem i spojrzał na jego ranę. Stracił wszelką nadzieję. Geledian nie żył. Tirren ściągnął mu hełm i zamknął oczy. 
- Ilsi Aviora. - Spoczywaj w pokoju. Nie miał jednak czasu na wspominanie towarzysza. Będzie go miał później. Wstał i rozejrzał się po placu. Jego drużyna szybko rozprawiła się z Kensheilczykami. Niektórzy stali nad martwymi, reszta czyściła broń. Większość jednak zgromadziła się wokół martwego stratega. Milczeli. Tirren chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Głos mu się załamywał przy każdej próbie. Czuł się jak na pogrzebie. Ciszę przerwał sygnał na komunikatorze. Przełykając ślinę odebrał go. 
- Tirren, macie zorganizowany transport. Przesyłam pozycję. Macie minutę, więc się pospieszcie. Aria, bez odbioru. 
Tirren spojrzał na miejsce które zaznaczyła Aria. Prawie pół kilometra, co oznaczało że musieli naprawdę się pospieszyć. Komunikat słyszał cały oddział, bo niektórzy patrzyli pytająco na Tirrena, a niektórzy zaczęli biegnąć w stronę miejsca ewakuacji. 
- Lecimy. - Cały oddział ruszył. Tirren wysunął się do przodu, zostawiając nieco z tyłu resztę. Nie minęła chwila, a dotarli do transportowca. Weszli do środka. Tirren usiadł i zawiesił głowę. Krótko jednak mógł wspominać poległego towarzysza, ponieważ ponownie usłyszał głos Arii. 
- Tirren co teraz ? Są tu Łotry, Tristani oraz Szpony. Wszyscy zgłosili się do pomocy w naszej kampanii. Gdzie lecimy ? - Tirren nie zastanawiał się długo. Ustalił to już wczoraj razem z Geledianem. Teraz chciał spełnić jego plany. Przynajmniej tyle mógł zrobić dla poległego towarzysza. 
- Leć do układu Pailiven. Tam zaczniemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz